XI Tatrzański Zlot Pojazdów Zabytkowych - nie wszystko na terenie Małopolski było jak należy - podsumowuje komandor (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

W Zakopanem zakończył się tegoroczny, jedenasty już Tatrzański Zlot Pojazdów Zabytkowych, zorganizowany przez Tatrzański Klub Motoryzacyjny. Jak podsumowuje Marek Kowalik, wicekomandor zlotu, w Świętokrzyskiem uczestnicy problemów żadnych nie mieli, w Małopolsce nie obyło się jednak bez „zgrzytów”.

W sobotę, niedzielę i poniedziałek rajd odbywał się na Podhalu. Niezbyt przyjemnie wspomina Kowalik pobyt w Krościenku. - Pogoda zaczęła się psuć, niebo zasnuły chmury, a na dodatek wysłany do przodu wóz techniczny przekazał hiobowe wieści - w Krościenku nikt na nas nie czeka, parking zastawiony samochodami, nie mamy się gdzie zatrzymać, Urząd Gminy zamknięty, nie ma z kim rozmawiać. W takim momencie ręce mogą opaść - relacjonuje. - Jednak nim dojechaliśmy do Krościenka, część parkingu nasi zdążyli oczyścić i upchnęliśmy samochody. O pokazie lub zdjęciu pojazdów z lawet, jak było zaplanowane, nie ma mowy. Pojawia się wójt Krościenka i ze stanów jego nerwów można wnioskować, że nasz przyjazd był zaplanowany, lecz zawiedli bezpośredni wykonawcy. Cóż przykre, ale czasami tak bywa. Przynajmniej my nie tracimy zaufania do wójta, a ta wpadka nie przekreśla z naszej strony dalszej współpracy. Podczas całego naszego pokazu w Krościenku nie udało nam się co prawda zobaczyć, jak wyglądają policjanci z miejscowego komisariatu, ale dzięki naszemu dzielnemu opiekunowi na motocyklu z Komendy Powiatowej w Nowym Targu bez problemu przemieszczamy się do Niedzicy.

Sporo pretensji ma też komandor do organizatorów Majówki Tatrzańskiej pod Gubałówką, której zlot był jedną z wielu atrakcji. - Całkowitym nieporozumieniem było zabezpieczenie pokazów - opowiada. - Doszło do uszkodzenia i porysowania nadwozi, widzowie wchodzili do samochodów, mając za nic prośby, by uszanować pracę ich właścicieli. Grupa młodych „ludzi” bo trudno nazwać takie egzemplarze ludźmi, wrzeszczący, że są z Podlasia, wystawiła swoim stronom doskonałe świadectwo. Jest to nauka dla organizatorów, by w kolejnych latach wygradzać stojące samochody i nie dopuszczać widzów by się do nich zbliżali. To jedyny sposób by je ochronić przed zniszczeniem.

Ogólnie jednak Kowalik miło wspomina imprezę, która trwała - przypomnijmy - od środy do poniedziałku i której trasa biegła z Jędrzejowa przez Kazimierzę Wielką, Bochnię, Dobczyce, Mszanę Dolną, Krościenko i Niedzicę do Zakopanego. Tu parada starych samochodów tradycyjnie przejechała spod Nosala, przez ulice Zamoyskiego i Krupówki na Plac Niepodległości, gdzie automobile zostały zaprezentowane publiczności. Podczas sobotniego popołudnia nie było chyba osoby, która spacerując Krupówkami nie zajrzała na Plac, aby zrobić sobie zdjęcie z samochodami, które stały się legendą motoryzacji.

Widzowie uczestniczący w zlocie oddawali też swoje głosy na najładniejszy samochód biorący w nim udział. Nagrodę publiczności otrzymali właściciele BMW 328 z lat trzydziestych XX wieku, natomiast Nagrodę Burmistrza Miasta Zakopane przyznano parze ze stylowego Mercedesa 180 z 1961 r.. Kierowcy samochodów zaprezentowali się w strojach z epoki.

Całość relacji wicekomandora - poniżej.

p/

Zdjęcia: Regina Watycha

Relacja wicekomandora

Zlot, zlot i po zlocie. Zasnute chmurami niebo nad Zakopanem żegnało uczestników XI Tatrzańskiego Zlotu Pojazdów Zabytkowych. A przecież nic nie zapowiadało takiego załamania pogody.

W środę, 27 kwietnia na rynek w Jędrzejowie od godziny 15.00 zjeżdżać się zaczęły stare samochody z całej Polski. Na przybywających pojazdach wyróżniki województw szczecińskiego i lubelskiego, są reprezentanci Poznania, Wrocławia i Warszawy. Oczywiście nie może zabraknąć zakopiańczyków i mieszkańców Jędrzejowa. Piękna, słoneczna pogoda, piękne samochody, w atmosferze radości i przyjaźni rusza XI Tatrzański Zlot. O godz. 19.00 kolumną zlotową przemieszczamy się do oddalonego o 20 km od Jędrzejowa, Pałacu Koronnego w Wodzisławiu. Widok jak z bajki. Na zielonym, trawiastym wzniesieniu pałac jak z bajki Disney’a. Zajmujemy pokoje, kolacja, krótka odprawa Komandora i spać. Jutro czeka nas bogaty dzień.

Ranek następnego dnia wita nas słońcem i ciepłem. Siódma rano to nie koniecznie pora którą wszyscy lubią, ale humory dopisują. Drobna awaria Studebakera nie psuje ogólnej radości, tym bardziej ze auto jedzie. Pod osłoną policji ruszamy w kierunku Pińczowa. Po drodze kolumna zbacza do Młodzawy, gdzie mamy okazję podziwiać piękne ogrody. Na rynek w Pińczowie docieramy około 11.00 witani przez mieszkańców i władze samorządowe. I tu miła niespodzianka. Władze Pińczowa, które jako ostatnie dołączyły do organizacji XI Zlotu, jako pierwsze deklarują chęć wsparcia i pomocy w organizacji XII Zlotu za rok. Miły gest, dziękujemy, na pewno skorzystamy. Wszystko co miłe kiedyś się kończy, opuszczamy sympatyczny, przyjazny Pińczów i meldujemy się w Jędrzejowie. Gala na rynku, setki widzów, miła atmosfera i piękna słoneczna pogoda. Po raz pierwszy dwa najstarsze pojazdy biorące udział w Zlocie poruszają się na kołach o własnych siłach, udowadniając że są jak najbardziej sprawne i gotowe do jazdy. Wizyta starosty jędrzejowskiego i burmistrza miasta oraz wręczanie pucharów zwycięskim załogom kończy pokaz. Wracamy do Wodzisławia.

Wieczorem uroczysta kolacja, podziękowania dla władz Jędrzejowa które gościły nas przez dwa dni, zaproszenie na kolejny zlot w przyszłym roku i wiele miłych słów. Z przedstawicielami Jędrzejowa spotkamy się jeszcze w Zakopanem.

Rano żegnamy przyjazny i gościnny Wodzisław i kierujemy się na południe. Przejazd drogami powiatów pińczowskiego, kazimierskiego, bocheńskiego, proszowickiego i wielickiego przebiega bezproblemowo. Piękne widoki i pomoc policji przy przemieszczaniu się rekompensują psującą się pogodę. Im bliżej Zakopanego, tym mniej słońca i coraz chłodniej. Po opuszczeniu gościnnej ziemi świętokrzyskiej natychmiast przekonujemy się co to małopolska. Po przepychankach z policją w Niepołomicach, dostajemy pilotaż do Zakrzowa, gdzie zaplanowano postój. Niestety dalsza droga, to już samodzielne przebijanie się przez Wieliczkę i Dobczyce, policja z Myślenic wypięła się na nas, zresztą nie pierwszy raz, w roku poprzednim było tak samo, więc brak zdziwienia.

Powolutku przesuwamy się w kierunku Mszany Dolnej. Brak policyjnej pomocy powoduje, ze jedziemy dużo wolniej, kolumna się rwie, musimy czekać, utrudniamy też ruch innym. W końcu mijamy Dobczyce, przyspieszamy, ale jak to się mówi, jak już rozwiąże się worek, to końca nie widać. Pęka linka gazu w Studebakerze, chwilę później poważna awaria zawieszenia unieruchamia Rolls-Royce’a (a te wozy podobno się nie psują). Szybka decyzja, nowa linka dla Studera, Rollsa na lawetę. Cała kolumna czeka cierpliwie na stacji paliw w Kasinie Wielkiej. W końcu jesteśmy razem. Pod pozorem, że w Mszanie Dolnej są utrudnienia w ruchy drogowym pojazdy wjeżdżają pojedynczo do Mszany. Tak naprawdę jedyne utrudnienie to … radar policyjny na Słomce mierzący prędkość jadących pojazdów. Docieramy do Mszany Górnej. Małe zaskoczenie, miał być późny Gierek, jest późny Gomułka, ale przecież nie można mieć wszystkiego, a poza tym to tylko jedna noc. Zdzierżymy. Jedziemy na pokaz do Mszany Dolnej.

Na placu manewrowym dworca autobusowego ustawiamy swoje pojazdy. Nadspodziewanie dużo widzów, nasze autka cieszą się sporym zainteresowaniem. Zaszczyca nas swoją obecnością Poseł Ziemi Limanowskiej do Sejmu RP pan Tadeusz Patalita. Osobiście wręczył puchary dwóm najstarszym na zlocie pojazdom. Trzeba przyznać, że po nieprzyjemnym zgrzycie z policją myślenicką, komisariat w Mszanie Dolnej stanął na wysokości zadania i pokazał co policja gdy tylko chce to potrafi. Przez cały czas naszego pobytu w Mszanie policja opiekowała się nami i pomagał, powodując że przejazdy odbywały się szybko, bez kolizyjnie i sprawnie. Dziękujemy Panie Komendancie.

Po powrocie no miejsca zakwaterowania, mimo dość spartańskich warunków, grill i ognisko rozluźniły atmosferę. Humory raczej wszystkim dopisywały, posypały się wspomnienia z czasów szkolnych i studenckich, ogólnie zrobiło się miło.
Rano wszyscy karnie ustawili się na parkingu przed stadionem w Mszanie Górnej i kawalkada zabytkowych pojazdów ruszyła przepiękną trasą widokową poprzez Lubomierz, Szczawę, Kamienice do Zabrzeży. Wszyscy byli zachwyceni urodą tych terenów. Na stacji „Bliska” w Zabrzeży czekał na nas pilot z KPP Nowy Targ, więc z motocyklistą na czele ruszyliśmy w kierunku Krościenka n/Dunajcem. Nie można mieć jednak wszystkiego. Pogoda zaczęła się psuć, niebo zasnuły chmury, a na dodatek wysłany do przodu wóz techniczny przekazał hiobowe wieści, w Krościenku nikt na nas nie czeka, parking zastawiony samochodami, nie mamy się gdzie zatrzymać, Urząd Gminy zamknięty, nie ma z kim rozmawiać. W takim momencie nie tylko ręce mogą opaść.

Jednak nim dojechaliśmy do Krościenka, cześć parkingu nasi zdążyli oczyścić i upchnęliśmy samochody. O pokazie lub zdjęciu pojazdów z lawet jak było zaplanowane nie ma mowy. Pojawia się Wójt Krościenka i ze stanów jego nerwów można wnioskować, że nasz przyjazd był zaplanowany, lecz zawiedli bezpośredni wykonawcy. Cóż przykre, ale czasami tak bywa. Przynajmniej my nie tracimy zaufania do Wójta Krościenka, a ta wpadka nie przekreśla, przynajmniej z naszej strony dalszej współpracy.

Podczas całego naszego pokazu w Krościenku nie udało nam się zobaczyć jak wyglądają policjanci z komisariatu w Krościenku, ale dzięki naszemu dzielnemu opiekunowi na motocyklu z Komendy Powiatowej w Nowym Targu bez problemu przemieszczamy się do Niedzicy. Ustawienie, co prawda już przy siąpiącym deszczu naszych samochodów na koronie zapory to pestka, mamy przecież niezłą wprawę. Ochrona zapory pilnuje naszych pojazdów, mimo deszczu sporo widzów, uczestnicy Zlotu w tym czasie odbyli rejs statkiem po jeziorze Czorsztyńskim, który zafundował uczestnikom Zlotu p. Kazimierz Wolski, przedsiębiorca z Mizernej i radny gminy Czorsztyn. Korona zapory gościła już zabytkowe pojazdy, ponieważ podczas IX Tatrzańskiego Zlotu Pojazdów Zabytkowych na trasie Milicz-Wrocław-Oświęcim-Wadowice-Niedzica-Zakopane, jedną z atrakcji dla uczestników ówczesnego Zlotu był spływ Dunajcem i zwiedzanie zamku w Niedzicy.

Deszcz pada coraz mocniej, temperatura spada a w kiosku z frytkami na koronie zapory nie ma kawy. To już kompletne nieszczęście. Jednak ku naszej radości deszcze przestaje padać, nieśmiało wychyla się słoneczko a i kawa pojawia się na stole dzięki sympatycznej pani. Da się żyć.

Po obiedzie cała kolumna drogami Spisza i Podhala, przez Łapsze, Trybsz, Białkę Tatrzańską, Bukowinę i Głodówkę znów trasami widokowymi zjeżdża do Nosalowego Dworu gdzie znajduje się baza Zlotu. Przyjazd do Zakopanego to jeszcze nie koniec. Pod doskonałą opieką zakopiańskiej policji kierowanej przez samego Naczelnika WRD kolumna zlotowa udaje się na Krupówki, gdzie po rozlokowaniu się w rejonie ul. Gen. Galicy odbył się wieczorny pokaz elegancji. Mimo chłodu, na szczęście deszcz nie padał.

W dniu 1 maja uczestnicy Zlotu do godz. 15.00 mieli czas wolny dla siebie, który każdy mógł spędzić tak jak chciał. Na 15.00 zaplanowana była Wielka Gala Zabytków Motoryzacji pod Nosalowym Dworem, jednak nieciekawa pogoda, niska temperatura i padający deszcz pokrzyżował plany organizatorów. By uczestnicy Zlotu nie czuli się porzuceni, zorganizowano test przy użyciu „alko-gogli”, udostępnionych przez Policję. Każdy chętny mógł się przekonać jak zachowuje się po kilku „głębszych”, sprawdzając swoją sprawność przy przelewaniu płynów, a następnie pokonując ścieżkę w goglach na oczach. Śmiechu było co nie miara i wszyscy świetnie się bawili. Dwie godziny minęły błyskawicznie i o 17.30 kolumna pojazdów zlotowych przemieściła się na plac pod Gubałówką. Pogoda wytrzymała, deszcz przestał padać, widzowie mogli w spokoju podziwiać wspaniałe samochody.

Zakończeniem wieczoru był tradycyjny Bal Komandorski, odbywający się w „Jasnym Pałacu” na ul. Tetmajera. Podczas Balu doszło do podpisania listu intencyjnego pomiędzy starostwem tatrzańskim reprezentowanym przez Starostę Tatrzańskiego a starostwem jędrzejowskim reprezentowanym przez Vicę Starostę Jędrzejowskiego, o współpracy i przyjaźni. Można powiedzieć, że Tatrzański Klub Motoryzacyjny, jako sprawca nawiązania tej współpracy przez wymienione starostwa jest trzecią stroną tej umowy i dlatego na listach intencyjnych podpis swój złożył też Prezes TKM-u Krzysztof Stokłosa. Podczas Balu wręczono również nagrody i puchary dla zwycięzców konkurencji zlotowych.

W poniedziałek 2 maja odbyła się ostatnia impreza Zlotu, pokaz pojazdów na placu pod Gubałówką. Po dwóch godzinach prezentacji zabytkowych pojazdów pożegnaliśmy uczestników XI Zlotu, którzy wyruszyli do miejsc swojego zamieszkania.

Podsumowując, uczestnicy Zlotu przejechali około 420 km swoimi pojazdami, odbyło się dziewięć pokazów tj; dwa w Jędrzejowie, po jednym w Pińczowie, Mszanie Dolnej, Krościenku n/Dunajcem, Niedzicy i trzy pokazy w Zakopanem. Łącznie w Zlocie zgłoszonych było 45 pojazdów zabytkowych z lat 1903-1992, faktycznie uczestniczyły 43 pojazdy ( jeden ze zgłoszonych uczestników, który miał prezentować dwa pojazdy z lat 1938 i 1951 nie dojechał).

Najstarszym pojazdem był Rambler 6 ½ HP Model E Runabout z 1903 roku, własność Marka Sankowskiego z Warszawy. Prezentowany pojazd to absolutnie najstarsze zarejestrowane auto w Polsce. Wyprodukowane w Kenosha (Wisconsin, USA) w 1903 roku. Zakupione w 1904 roku i eksploatowane do 1916 roku w St. John (Nebraska, USA). Odnalezione w 1960 roku, przewiezione do Welland (Ontario, Kanada) i częściowo odrestaurowane przez drugiego właściciela. Trzymane przez drugiego właściciela nie w garażu lecz w pokoju przez 48 lat. Znalezione ponownie w 2008 roku i sprowadzone do Polski przez trzeciego właściciela. Tu dokończono odbudowy. Jest to pierwsze auto zarejestrowane w Polsce, wyprodukowane przed 1905 rokiem, zgłoszone do najsłynniejszego rajdu weteranów: London-Brighton Veteran Car Rally 2011.

Najmłodszym pojazdem, a mimo to zarejestrowanym jako zabytek, z uwagi na niecodzienne rozwiązania był wzbudzający największe zainteresowanie młodzieży Ferrari Testarossa z 1992 roku, własność Włodzimierza Sadowskiego również z Warszawy. Testarossa to samochód sportowy produkowany przez włoską firmę Ferrari, zaprezentowany podczas Autosalonu w Paryżu w 1984 roku. Zastąpił model Berlinetta Boxer po dwudziestu latach produkcji. Auto stało się bardzo popularne i w ciągu siedmiu lat złożono ponad 7 tys. egzemplarzy. Mimo wielu przeróbek mających przystosować auto do torów wyścigowych, Testarossa nigdy nie odniosła sukcesów podczas wyścigów.

Pucharami podczas pokazów w poszczególnych miastach uhonorowano m.in. Polskiego Fiata 508 III S Junak z 1937 roku Stanisława Popowicza, jako jedyny egzemplarz tej marki na świecie, Oldsmobile F-32 z 1932 roku, Ryszarda Dziewy z Lublina, za oryginalność i stroje z epoki. Podobnie puchary otrzymały dwa najstarsze samochody Zlotu Rambler 6 1)2hp Model E Runabout z 1903 roku Marka Sankowskiego i Brush Model E Runabout z 1911 roku Tomasza Skrzelińskiego za oryginalność i oryginalny ubiór załóg. Natomiast publiczność wyróżniła jako najładniejsze samochody Ferrari Testarossa z 1992 roku Włodzimerza Sadowskiego, można przyjąć że to głównie młodzież, oraz w Zakopanem jasnozielone BMW 326 Cabrio z 1938 roku Krzysztofa Żurka i biało-czarnego Austina Healey’a 3000 MK2 BT7 z 1961 roku Pavla Lamli z Czech.

Komisja zlotowa nagrodziła natomiast trzy samochody które spełniły kryteria oryginalności technicznej, nadwoziowej, tapicerskiej a także udokumentowanej historii pojazdu. I tak miejsce pierwsze, jako najładniej odrestaurowany i utrzymany pojazd, zajął Chevrolet FD)FA Master DeLuxe rocznik 1936 z numerem 7 prowadzony przez załogę Grażynę i Krzysztofa Kuśmierków z Milicza k/Wrocławia. Miejsce drugie to BMW DIXI DA2 Roadster z 1930 roku, załoga Elżbieta i Zbigniew Nowakowscy ze Szczecina. Na trzecim miejscu znalazł się FSO Polski Fiat 125p 1300 z 1970 roku, Ireny i Grzegorza Pundyków z Gliwic.

Należy podkreślić, że XI Tatrzański Zlot Pojazdów Zabytkowych był zlotem międzynarodowym, z uwagi na udział czterech załóg z Republiki Czeskiej i jednej załogi ze Słowacji. Nie dojechały dwie załogi niemieckie, zaproszone na zlot. Trzeba przyznać ze załogi czeskie i słowacka zaprezentowały wspaniale utrzymane pojazdy z pierwszej połowy XX wieku. Ale na Słowacji i w Czechach zabytkowa motoryzacja jest bardziej szanowana niż w naszym kraju, nikt nie szarpie klamek i nie włazi do zabytkowych pojazdów podczas pokazów jak to się dzieje w Polsce. Tam można pozostawić otwarty pojazd i wiadomo że nikt go nie uszkodzi ani nie zniszczy.

Na zakończenie, prócz samych miłych wspomnień, łyżka dziegciu, bo przecież każdy medal ma dwie strony. Prócz załamania pogody, na który organizatorzy nie mieli wpływu było kilka zgrzytów. Zaczynając od powitania na ziemi krakowskiej przez policję Niepołomic i Myślenic które się na nas wypięły mi wcześniejszych ustaleń, nieporozumienie z noclegiem w Mszanie Dolnej jakoś dało się załagodzić, podobnie ja niedociągnięcia w Krościenku. Natomiast całkowitym nieporozumieniem było zabezpieczenie pokazów pod Gubałówką. Doszło do uszkodzenia i porysowania nadwozi samochodów, mimo próśb widzowie włazili do samochodów, mając za nic prośby by uszanować pracę ich właścicieli. Grupa młodych „ludzi” bo trudno nazwać takie egzemplarze ludźmi, wrzeszczący że są z Podlasia, wystawiła swoim stronom doskonałe świadectwo. Jest to nauka dla organizatorów, by w kolejnych latach wygradzać stojące samochody i nie dopuszczać widzów by się do nich zbliżali. To jedyny sposób by je ochronić przed zniszczeniem.

Organizatorzy XI Tatrzańskiego Zlotu Pojazdów Zabytkowych dziękują wszystkim, którzy umieścili informacje o naszym Zlocie, w swoich serwisach prasowych, propagując naszą inicjatywę i pomagając dotrzeć do potencjalnych widzów.

Marek Kowalik, wicekomandor Zlotu

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama