"Opętani"oficjalna premiera w Teatrze Słowackiego (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

13 lutego w Teatrze im Juliusza Słowackiego odbyła się premiera "Opętanych" według powieści kryminalnej Zdzisława Niewieskiego z 1939 roku – autora takich arcydzieł jak Ferdydurke i Transatlantyk.

Jego twórczość gościła na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego zaledwie trzy razy – premiery miały miejsce w latach 1975, 1992, 1999. Niewiele, jak na ponad 120-letnią historię tej sceny. Tym większym wydarzeniem jest każda inscenizacja utworu jednego z największych polskich pisarzy XX wieku.

Witold Gombrowicz – to on ukrył się pod pseudonimem Zdzisława Niewieskiego, nawiązującym do płynącej przez Litwę rzeki Niewiaży, bardziej znanej pod nazwą Issa, której osobliwością – jak pisał Miłosz – jest większa niż gdzie indziej ilość diabłów.

Gombrowicz napisał powieść, która miała mu ponoć przynieść przede wszystkim pieniądze. Do jej autorstwa przyznał się dopiero pod koniec życia. Motywy, jakimi się kierował nie zostały jednak do końca odkryte. Czy wstydził się tej powieści? Czy była to jedynie tak charakterystyczna dla niego i jego twórczości przewrotność?

– On sam pisał we „Wspomnieniach polskich” – Ten problem zaczął mnie interesować. Stworzyć dobrą powieść dla wyższych dziesięciu tysięcy, czy nawet stu tysięcy – no, to zawsze się robi, to jest banał i nudziarstwo. Ale napisać dobrą powieść dla tego niższego, podrzędnego czytelnika, któremu smakuje nie to, co nazywamy „dobrą literaturą”. –

Dylemat wciąż aktualny, szczególnie w teatrze. Czym jednak jest ta dobra sztuka i co dziś można zobaczyć na scenach – ponoć dla wyższych (?) tysięcy? Epatowanie obsceną, wulgaryzmami, dewiacją i bluźnierstwem. Ociera się to już o kabaret, a nawet staje się dla niego tematem, jak w skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju, gdzie „awangardowy” reżyser ma zamiar wystawić sztukę tak, jak została ona napisana i w miejscu do tego przeznaczonym, na zwykłej pudełkowej scenie. Publiczność zdaje się podążać za tym trendem, dostosowuje się już powoli swoim zachowaniem, a nawet ubiorem. Na razie są to dziurawe spodnie i podkoszulki, ale pewnie doczekamy się gaci.

Powieść „Opętani” została zaprojektowana jako pastisz gatunków literatury popularnej – gotyckiego romansu, sensacji, kryminału i horroru, a jej napisanie nie miało stanowić większego wyzwania. Zadanie nie okazało się jednak proste i ostatecznie doprowadziło Gombrowicza do stwierdzenia, że „napisanie złej powieści nie jest bodaj łatwiejsze od napisania dobrej”.

Jakby w opozycji do tego stanowiska, powieść zyskała uznanie w oczach czytelników, a z czasem i krytyki. Zauważono, że nie udało się Gombrowiczowi popełnić złego dzieła. Nie uniknął też pozostawienia na nim swojego wyjątkowego, autorskiego rysu. Doceniono parodystyczną żonglerkę gatunkami, przerysowanie postaci i przykuwającą do lektury wielowątkowość.

Meandry niszczącej miłości, desperacka walka o spadek, opętanie, zbrodnia, pląsy duchów… to tylko ułamek atrakcji skrywających się w tej fabule, która okazuje się doskonałym materiałem dla teatru.

– Gombrowicz stworzył mocno przerysowany portret barwnego społeczeństwa przedwojennej Polski, który my odczytujemy w kontekście widma nadciągającej wojny. Niesłusznym byłoby ograniczanie poetyki tej powieści do jednego wyłączenie tonu, dlatego w naszym przedstawieniu szukamy wszystkich melodii przez Gombrowicza w tej historii zawartych. Mam nadzieję, że dzięki takiej mieszance tonacji nasz spektakl okaże się dla widza interesujący – często zwariowany i prześmiewczy, ale czasem nieoczekiwanie liryczny, czy wręcz poważny – mówi Tadeusz Bradecki – reżyser przedstawienia, znakomity twórca, powracający po długiej nieobecności na krakowskich scenach. –

Pewną ciekawostką, jest fakt wykorzystania obrazu Witkacego na okładce pierwszego włoskiego wydania „Opętanych”, stanowiącego swoiste echo relacji artystów. Można przy tej okazji postawić pytanie o wzajemne inspiracje i czy melodia tego duetu może pobrzmiewać w tej powieści.

– Cóż jednak działo się przez ten czas na zamku, który o nastającym zmroku trwał pośród rozlewisk, potężny, tysiącletni masyw, groźne i dumne spiętrzenie murów zastygłych w wiecznej zadumie – ruina przebrzmiałej świetności, wspomnienie dawnej glorii, dziś – smutne, tragiczne miejsce, gdzie żądze, strachy i szaleństwa wiodły fatalny taniec? –

Tomasz Cichocki i materiały prasowe Teatru
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama