„Mayday” x 1500 - czyli kolejny rekord kulowego spektaklu

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

14 kwietnia o godzinie 19.15 Teatrze Bagatela przy ul. Karmelickiej 6 zostanie odnotowany kolejny rekord dotyczący spektaklu „Mayday” autorstwa Raya Cooneya.

Kiedy znakomity aktor Wojciech Pokora podjął się wyreżyserowania tej arcyfarsy prawdopodobnie nie spodziewał się, że spektakl będzie grany w krakowskim teatrze przez 22 lata i doczeka się aż 1500 wystawień.

Międzynarodowy kod wołania o pomoc MAYDAY, MAYDAY – który Elżbieta Woźniak, tłumaczka tej kultowej farsy, zaproponowała jako funkcjonujący w Polsce tytuł (zamiast dosłownego oryginalnego Run For Your Wife), zrobił furorę. Na to niespotykane powodzenie złożyło się kilka czynników. Na pewno pierwszym z nich był głód farsy z prawdziwego zdarzenia. Kiedy tylko w repertuarze „Teatru na Rogu” pojawiła się ta pozycja, do kasy ustawiły się tłumy. Gdy pierwsi widzowie obejrzeli rozbawiające do łez przedstawienie, resztę „załatwiła” najlepsza z możliwych promocji, czyli przekazywana z ust do ust fama o kapitalnie zabawnej sztuce granej w Bagateli. Dzisiaj nazywamy to „marketingiem szeptanym”, wtedy po premierze i pierwszych spektaklach w 1994 roku, można to było nazwać mało profesjonalnym, ale jakże skutecznym określeniem: „ łon - łonemu”. To zadziałało lepiej niż najbardziej wyszukana reklama.

Drugim punktem, który przyczynił się do sukcesu i jest znakiem firmowym krakowskiego MAYDAYA, to brawurowe aktorstwo. Zgodnie z przykazaniem autorskimi Cooneya, że „farsa to gra zespołowa”, maydayowscy aktorzy stworzyli team nad teamy. Precyzyjnie zgrani, z niezmienną energią , lekkością i zaangażowaniem powołują do scenicznego życia galerię figlarnych i figlujących postaci.

Cooney w „przykazaniach” powstawania farsy mówił o tym w ten sposób: Podstawą moich sztuk jest śmiech. A śmiech kojarzy się z uproszczeniem, które mówi, że by grać komedię, nie trzeba być wybitnym aktorem. To nieprawda. Ja szukam aktorów umiejących grać tragedię. Szukam artystów posługujących się doskonałą techniką aktorską, precyzyjnych i skupionych na pracy. Poza tym „moi” aktorzy wiedzą, jak grać zespołowo. Nie mogą szarżować w momentach, kiedy nie czas na indywidualne popisy. To może, poza innymi konsekwencjami, odciągać uwagę widzów od właściwych wątków i tropów. Granie w farsie to praca zespołowa, choćby nie wiem jak bardzo intensywnie opracowana była główna rola. Tu nie ma pięknych poetyckich monologów wygłaszanych w świetle punktowca ze środka sceny. Farsa rządzi się bardzo prozaicznym językiem i nieustającą bieganiną wokół własnych prozaicznych problemów.

Alina Kamińska, Katarzyna Litwin, Małgorzata Piskorz/ Anna Rokita, Krzysztof Bochenek, Bogdan Grzybowicz, Maciej Słota/ Przemysław Redkowski, Paweł Sanakiewicz (wcześniej Tadeusz Wieczorek) i Łukasz Żurek kreują bohaterów, których perypetie bawią pokolenia widzów Teatru Bagatela. Bo jak wyjaśnia w swoich „przykazaniach” Ray Cooney atutem dobrej farsy są: charaktery postaci, które muszą być muszą być prawdziwe i rozpoznawalne.To jest jedna z podstawowych przyczyn, która wywołuje śmiech publiczności. Postaci są wiarygodne i znajdują się w sytuacjach nieznacznie odbiegających od bardzo typowych. To po prostu zwykli ludzie, którzy znaleźli się w trudnym położeniu - uzupełnia autor.
W Bagateli odautorskie uwagi lata temu wzięto sobie do serca i dzięki temu oraz nieodmiennie ciekawej przygód taksówkarza-bigamisty widowni, powstał spektakl, który jest prawdziwym teatralnym perpetuum mobile.

opr.s/ Na zdjęciu: Katarzyna Litwin, Krzysztof Bochenek i Alina Kamińska, fot. Piotr Kubic

źródło: materiał prasowy

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama