Ratownicy medyczni walczą o podwyżki

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Fiaskiem zakończyła się kolejna tura negocjacji przedstawicieli Komitetu Protestacyjnego Ratowników Medycznych z Ministerstwem Zdrowia. Domagają się oni m.in. dodatków do pensji w wysokości 1,6 tys. zł brutto – dokładnie takich samych, jakie otrzymują pielęgniarki. W piątek przedstawili listę postulatów ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskie­mu. Porozumienia nie udało się jednak osiągnąć.

– Usłyszeliśmy, że resort nie ma na ten cel pieniędzy – opowiada Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. – Wyliczyliśmy, że zwiększenie dodatków dla naszej grupy zawodowej rocznie kosztowałoby około 100 milionów złotych. To zaledwie ułamek kwoty, która jest potrzebna na zobowiązania wobec pielęgniarek, na które resort znalazł środki – nie kryje rozczarowania.

Ratownicy od ubiegłego roku otrzymują premie w wysokości 800 zł brutto, które resort zdrowia przyznał im po fali protestów. Pracownicy pogotowia zgodzili się wówczas na połowę oczekiwanej kwoty podwyżki i uzgodnili, że do negocjacji wrócą w tym roku. Teraz oczekują, że dodatki od stycznia wzrosną o 400 zł, a w 2020 r. osiągną poziom 1,6 tys. zł. Domagają się też uregulowania kwestii ich wypłaty. Na wyższe pensje cały czas czekają bowiem niektórzy ratownicy zatrudnieni poza systemem m.in. na izbach przyjęć.

W trakcie rozmów ze związkowcami minister Łukasz Szu­mowski zapewnił, że przepisy gwarantujące premie wszystkim członkom tej grupy medyków są już gotowe. Obiecał im również 6 dni płatnego urlopu szkoleniowego. Najważniejszy postulat pozostał jednak bez odpowiedzi, a w sprawie podwyżek ratownicy zostali skierowani do resortu finansów.

Pismo z prośbą o pilne spotkanie trafiło już do minister Teresy Czerwińskiej. Jeśli w budżecie nie uda się znaleźć pieniędzy na wzrost ich wypłat, ratownicy zapowiadają zaostrzenie protestu, do którego wrócili na początku sierpnia. Nie wykluczają, że w ramach niego część etatowych pracowników zdecyduje się skorzystać ze zwolnień lekarskich, a kontraktowy personel nie będzie pełnić dodatkowych dyżurów. To w praktyce może doprowadzić do paraliżu systemu.

opr. ab

źródło: krakow.naszemiasto.pl

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama