Janusz Wojciechowski: Martwię się o Polskę... ale jestem optymistą (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

NOWY TARG. - Nie wiedziałem, że będzie tak miła atmosfera. Gdybym przewidział, wziąłbym może gitarę - podsumował blisko trzygodzinne spotkanie Janusz Wojciechowski. I miał sporo racji. Spotkanie z politykiem przebiegało w swobodnej atmosferze. Nie znaczy to jednak, że pomijano poważne tematy. Były. Ale podsumowywano je w sposób, któremu towarzyszyły salwy śmiechu.

Janusz Wojciechowski przyjechał do Nowego Targu na zaproszenie Klubu Gazety Polskiej. Jak sam przypomniał - jest tu po raz drugi w przeciągu kilku tygodniu. Poprzednim razem był w mieście, podczas wizyty Jarosława Kaczyńskiego.

Poseł do Parlamentu Europejskiego, były prezes Najwyższej Izby Kontroli, Wicemarszałek Sejmu IV kadencji mówił przede wszystkim o "wymiarze sprawiedliwości" oraz rolnictwie - bo jak stwierdził wprost na tym się po prostu najlepiej zna.

Sądowe wyroki

- Wiele się ostatnio dzieje, zwłaszcza tego, co nas bulwersuje i porusza. Byłem sędzią, jestem prawnikiem, dlatego weźmy "wymiar sprawiedliwości". Mamy całą serię wydarzeń ukazujących, że źle się dzieje w tej materii. Taki "gang pruszkowski", który zdaniem sądu nie jest już gangiem. Nie ma gangstera Słowika, jest niewinny pan Słowik. A z drugiej strony mamy tak wysoki wyrok dla młodego człowieka, który krytycznie - choć może w sposób niezbyt wysokich lotów - wypowiadał się o prezydencie Komorowskim. Takich wyroków nie ma w demokratycznych państwach. Może w Chinach, bo nawet już nie na Ukrainie. Cóż, teraz nie można u nas źle mówić o prezydencie. Teraz - nie. Wcześniej można było, nawet z mównicy sejmowej mówić różne rzeczy. Albo wyrok dla Jana Tomaszewskiego. Ma on zapłacić 50 tys zł za nazwanie kogoś "prostakiem". Takie działania zamykają ludziom usta. Ale pan Smuda (Franciszek Smuda, były selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski - przyp. red.) ma satysfakcję, bo to pierwsza rzecz, którą wygrał - mówił.

- Są różne władze w Polsce. Takie, które mogą człowieka zniszczyć. To jest na przykład władza sądownicza. Nie ma u nas rzeczywistej, demokratycznej kontroli społecznej sądów. Jedyna droga to oświadczenie senatorskie. Przez jakieś niedopatrzenie jeszcze nie odebrano senatorom tego uprawnienia, dzięki czemu senator może zadać pytanie i musi być na nie udzielona odpowiedź. Dlatego korzystam z pomocy obecnego tu Bogdana Pęka. A nie jest dobrze. Dam przykład: 12 lat siedział w areszcie tymczasowym człowiek niewinny. Chciałem zadzwonić do sądu w Gdańsku i zapytać za co ten człowiek siedział, skoro nie miał wyroku. Ale nie zdążyłem, bo teraz tam już pewnie telefonów nie odbierają... - udawał zastanowienie Janusz Wojciechowski.

Dostało się także Urzędom Skarbowym, które "są po za wszelką kontrolą". - Po co dziś Polacy wybierają posłów i senatorów, skoro poza społeczną kontrolą są te urzędy i te rodzaje władzy: sąd, prokuratura, władza skarbowa, która może zniszczyć człowieka - powtórzył europoseł.

Na rzuconą z sali sentencjonalną uwagę, że to prawo jest złe zareagował słowami: - Gdy lekarz amputuje zdrową nogę to nie mówimy, że medycyna jest zła, tylko, że to lekarz popełnił błąd. Dlaczego w przypadku innych błędów mówimy, że prawo jest złe? Nawet jeśli prawo jest złe, uderza w człowieka, działa przeciwko niemu, to dobry prawnik, sędzia, dobry człowiek może z tego złego prawa zrobić dobry użytek - przekonywał.

Dyskryminacja polskich rolników

Sporo miejsca poświęcono polityce zagranicznej, sprawom rolników - szczególnie rolniczym dopłatom. - Mamy problem z dopłatami dla rolników. To są jedyne pewne środki. Są ważne, bo one przychodzą do Polski i tu je rolnicy wydają. Z pozostałymi dotacjami unijnymi różnie bywa, środki na budowę dróg na przykład dostają zagraniczni wykonawcy. Wróćmy do dopłat dla rolników: są one nierówne. To jest dyskryminacja. Grecki rolnik dostaje 500 euro na hektar, niemiecki rolnik 350, a polski - 190. Dlaczego polski rolnik dostaje najmniej? Gdy zadałem to pytanie na forum europejskim - Niemcy, Francuzi i Grecy schylali głowy. Nikt mi tam nie powiedział: Panie Wojciechowski nie ma pan racji. Bo wiedzą, że mam rację. Za to tak mi powiedziano w Polsce. Usłyszałem, że tak jest dobrze, tak ma być. I wszyscy udają, że nie ma dyskryminacji Polaków.
Pamiętacie państwo ten dowcip o piłkarzach, że to gra w trakcie której na boisku walczy 22 piłkarzy, a wygrywają zawsze Niemcy. Teraz to się może nieco zmieniło na korzyść Hiszpanii, ale można powiedzieć, że w Unii Europejskiej jest 27 krajów, a zawsze wygrywają Niemcy. I Polska im w tym bardzo pomaga. Francuz będzie przekonywał, że to co jest dobre dla Francji, jest dobre dla całej Europy. Podobnie inni reprezentanci. A Polak mówi, że to co jest dobre dla Niemiec, jest dobre dla Europy - mówił Janusz Wojciechowski i wskazywał na uległość i nieumiejętność dbania polskich ministrów i szefa rządu o interesy naszego kraju. - Trzeba odważnie bronić naszych interesów, jak gospodarz. Albo ojciec - skwitował.

Śmiejmy się

- Martwię się o Polskę, o to co się z Państwem Polskim dzieje. Nie chodzi tylko o kryzys gospodarczy, ale i moralny. Powtórzę za Rafałem Ziemkiewiczem "jesteśmy przetrąceni jako naród". Ale to nie jest problem nieodwracalny. Jestem optymistą. Tu nie trzeba cudów, ale odpowiedzialnego rządu. I trzeba dotrzeć do ludzi zmanipulowanych i nierzadko zastraszonych - przekonywał europoseł.

Jak mówił: - Mamy do czynienia z manipulacją, absurdami, kłamstwami. Słyszę na przykład wypowiedzi profesorów, którzy ubolewają, że w Polsce jest przyzwolenie społeczne na korupcję. Co za bzdura. Że niby Polacy lubią dawać łapówki? Muszą zapłacić w szpitalu czy urzędzie żeby uzyskać to co powinni mieć. I niby się na to zgadzają?

Wojciechowski apelował, by myśleć samodzielnie, krytycznie oceniać fakty i próbować reagować śmiechem na ataki oraz próby "zaklinania rzeczywistości".

- Dam przykład. Pani Monika Olejnik, to taka dziennikarka, przypisała mi w swoim programie autorstwo poematu, zaczynającego się od słów – "Obudź się Polsko, naród ginie, rząd traktuje nas jak świnie...". To nieprawda. Ale pod pierwszymi słowami bym się podpisał i wypiął pierś do orderu. Napisałem więc do pani redaktor, że to nie jest moje dzieło, że pochodzę ze wsi i miałem kontakt z tymi zwierzętami, które polubiłem - dlatego unikam zestawiania ludzi i świń, bo w niektórych przypadkach użycie takiego porównania byłoby dla świń niesprawiedliwe. /.../ Śmiejmy się, przeciwników politycznych trzeba zabić śmiechem, zważywszy na osiągnięty już poziom absurdu.

Pytania

Gdy po godzinie polityk opuścił scenę, z której mówił do osób zgromadzonych w sali koncertowej PSM i zszedł na salę - zmieniła się nieco formuła spotkania. Janusz Wojciechowski odpowiadał na pytania. A pytano o jednomandatowe okręgi wyborcze (odpowiedź: "zły pomysł, bo w przypadku wyboru posłów, można będzie kupić taki mandat zważywszy na istniejące chore układy typu starosta-burmistrz-komendant policji-prokurator, liczne przykłady nacisków i manipulacji podczas wyborów samorządowych, a te mechanizmy mogę być wykorzystane przy wyborach do Sejmu"), o prawo karne (artykuły 212 i 226), o dyspozycyjność sędziów (odpowiedź: zdegenerowała się w Polsce sprawiedliwość. Oczywiście w PRL byli sędziowie dyspozycyjni, ale nie wszyscy. Nie każdy był na telefon"), o prawo pozwalające na odbieranie rodzicom dzieci nie z powodu brutalnej przemocy, ale złych warunków materialnych, o ideały PSL (odpowiedź: "Witos powinien wstać z grobu i tęgą lagą tych panów potraktować"), a nawet o plany intronizacji Chrystusa na Króla Polski.

Jedna z osób obecnych na spotkaniu przypomniała, że w podziemiach Urzędu Miasta utworzona została "Izba Zimnej Wojny i Socjalizmu". - Stworzono muzeum socjalizmu. Na szyldzie - głowa Lenina. To chyba nie jest w porządku? To epatowanie symbolami, które są zakazane ustawą, prawda? - pytała.

- Są kary za pochwalanie ustrojów totalitarnych. Posługiwanie się symbolami komunizmu jest w świetle prawa zabronione, Lenin czy gwiazda pięcioramienna do nich należy - przyznał parlamentarzysta. I dodał: - To są często świadome prowokacje wymierzone w patriotów, żeby potem pokazywać ich reakcję i przedstawiać jako oszołomów. Trzeba umieć reagować na takie zachowania.

Spotkanie trwało blisko trzy godziny.

s/ zdj. Michał Adamowski

---
Komentarz

Od lat uczestniczę zawodowo w tego typu spotkaniach. Debaty przedwyborcze, kampanie, wizyty polityków - bywają nużąco przewidywalne w swoim przebiegu. Ugrzecznione lub wyreżyserowane, nastawione na określoną reakcję publiczności. Tym razem pierwszy raz od dość dawna nie miałam poczucia, że praca zajęła mi trzy godziny z sobotniego popołudnia. Było to spotkanie z politykiem, który o swoich przeciwnikach mówił bez gniewu i zacietrzewienia. Nie uciekał się do populistycznych chwytów, nie obrażał. Żartował. Nie wszystkie jego odpowiedzi spotykały się ze zrozumieniem, ale wyjaśniał swoje stanowisko powtarzając, że ludzie powinni mieć własne, przemyślane zdanie. Bo nie trzeba się z nim zgadzać, ale trzeba umieć rozmawiać i artykułować swoje racje. I może dlatego nie było buczenia, tupania, okrzyków - typowych zachowań w trakcie spotkań z przedstawicielami całej naszej sceny politycznej.

Pisząc relacje z tego typu wydarzeń stale potarzam Czytelnikom, że należy w nich uczestniczyć - bez względu na przekonania i preferencje partyjne. Dziś robię to kolejny raz. Tym, którzy nie byli w Szkole Muzycznej powiem tak: straciliście Państwo okazję do bezpośredniego kontaktu z kimś, kto nie wpisuje się w typowy, zły wizerunek polityka. A takie okazje nie są w Nowym Targu zbyt częste.

Sabina Palka
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama