POZYTYWNI. Czyli o kobiecie, która pomaga wracać innym do Domu

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Aleksandra Ślusarek - ci, którzy ją znają mówią o niej - "anioł w spódnicy" i wcale nie żartują. Gdy skończyła czterdziestkę znalazła swoje życiowe powołanie. Z głuchych stepów Kazachstanu pomogła w powrocie do kraju aż 96-u polskim rodzinom. Nie cieszy się ze swojego zwycięstwa bo ma świadomość, że "naszych" w Kazachstanie jest jeszcze dwadzieścia tysięcy.

Aleksandra Ślusarek jest wieloletnim samorządowcem i prezesem Związku Repatriantów RP. Na swoim koncie ma wiele odznaczeń między innymi Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski

Jak to się stało, że ot tak pomogła Pani aż tylu rodzinom dostać się do ojczyzny?

- To nie było ot tak. Mój mąż przeczytał w jednej z gazet trzy kolejne artykuły pt. "Polacy jeśli Polska was nie zechce my was.....". Takie napisy widniały na murach Ałmaty. Stwierdziliśmy, że gdyby każda gmina przyjęła jedną tylko rodzinę, to praktycznie Polacy z Kazachstanu wróciliby do kraju. Przekonałam ówczesny zarząd gminy Niepołomice, że trzeba koniecznie zaprosić choć jedną rodzinę. W latach 90-ch do Małopolski przyjechała pierwsza rodzina.

To szaleństwo. Jak udało się pani przekonać urzędników?

- Ja też jestem urzędnikiem. Zaraziłam ich swoim entuzjazmem.

Chyba nie bardzo, skoro pojechała pani bez nich.

- Ludzie miewają słomiany zapał. Liczne grono chętnych zaczęło się wykruszać. Po kilku miesiącach rzeczywiście zostałam sama ale i tak pojechałam.

Kazachstan panią zaskoczył?

- To co zobaczyłam na miejscu przerosło moją wyobraźnię. W głębokich stepach pięć tysięcy kilometrów od granicy zastawaliśmy prawdziwą Polskę. W domach, które odwiedzałam śpiewano pieśni patriotyczne. Często się rumieniłam bo nie znałam tylu zwrotek.

Sprowadzić tyle rodzin do ojczyzny to wielka odpowiedzialność. Trzeba było przecież zapewnić im dach nad głową i pracę?

- Gminy i pomoc dobrych ludzi dużo dały. Polacy mają wielkie serca. Jedna z lokalnych gazet sponsorowała nawet budowę domu dla repatriantów.

Dlaczego Pani wyręcza państwo. Przecież to nie "prywatni" ludzie powinni sprowadzać rodaków do kraju?

- Jestem samorządowcem a więc wciąż w służbie społeczności, taka powinna być rola każdego samorządowca. Ja ją jednak trochę poszerzyłam terytorialnie, choć cały czas staram się pomagać także mieszkańcom mojej „małej ojczyzny”
A co do poczucia obowiązku umożliwienia jak najszybszego powrotu do Ojczyzny przez państwo polskie - to można wyrazić w dwóch słowach – hańba narodowa.

A jak to się stało, że tylu Polaków znalazło się w Kazachstanie? Polska o nich zapomniała?

- Tak. Po układzie ryskim rzesze Polaków pozostały poza granicami II RP. Na mocy traktatu mieli oni zapewnioną możliwość repatriacji, ale niestety tak się nie stało. Polacy to dumny naród znający swoją wartość. Stalin widząc, że nie uda mu się stworzyć piątej kolumny, wywiózł ich w dalekie stepy, gdzie do dziś czekają na to, że Polska się o nich upomni. Przez 78 lat w nadziei na powrót utrzymywała ich wiara, tradycja i ogromne poczucie przynależności do naszego narodu.

Jest Pani szefową Stowarzyszenia i podobno nie ma Pani nawet strony. Jak Pani chce pomagać rodakom?

- Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie uszczęśliwię całego świata, ale każdy dzień przynosi jakiś mały postęp w sprawie. Nie mogę siedzieć bezczynnie, moje sumienie to bezwzględny sędzia. Strona internetowa jest nam bardzo potrzebna, ale to są koszty - a jeżeli ktoś z moich przyjaciół prześle kilka złotych to przede wszystkim przekazujemy je osobom potrzebującym. Ale jest nadzieja. Ostatnio zgłosił się do nas pan Marcin z Opola który podjął się budowy. Proszę pamiętać, że wszystko co dobre w tej sprawie jest udziałem wielu dobrych ludzi. Wciąż spotykam ich na swojej drodze. To właśnie ich zasługa.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Mączka
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama