Po pożarze na Antałówce - podziękowanie za ratunek i prośba o dalszą pomoc

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

ZAKOPANE. "Tydzień temu na stoku Antałówki spłonął drewniany dom mojej cioci Ireny, w którym mieszkała razem z synem Adamem, dwoma psami: Rajlą i Moną oraz kotem Kostkiem. Wszyscy oni w ciągu kilku chwil stracili swoje miejsce na ziemi" - pisze nasz Czytelnik.

Oto przesłany nam list:

To był zupełnie zwyczajny dzień, miłe niedzielne popołudnie w rodzinnym gronie, nic nie zapowiadało tragedii. Jednak, kiedy ciszę przerwał dzwonek telefonu, coś w nas drgnęło. Niby zwykły dźwięk, ale dziwnie nas zelektryzował.
„Irena dzwoniła. Dom się jej pali.”- powiedziała mama jak automat, zaraz po odłożeniu słuchawki. Reakcja była natychmiastowa, w jednej chwili tata, brat i mój mąż popędzili do auta i pojechali na Antałówkę.

Od tej pory telefony się urywały. Ciocia Irena w autobusie. Wraca z Krakowa do Zakopanego. W domu był sam Adaś. Adasiowi nic się nie stało. Próbował gasić. Wezwał straż. Domu już nie ma. A co z psami i kotem? Są bezpieczne u sąsiadki. Do domu nie da się wejść. Ciągle się pali. Jest coraz więcej ludzi…

Co chwilę na miejscu pożaru pojawiają się nowi ludzie i proponują pomoc. Już się nie pali. Ale wszystko jest zalane. Piętro domu przestało istnieć, parter zamienił się w bagno, ale może uda się coś uratować. Adam był harcerzem w zakopiańskim ZHR, więc prawie natychmiast, w trybie alarmowym, organizuje się i pojawia na miejscu się spora ekipa odpowiednio wyposażonych i gotowych do akcji harcerzy i ich rodziców. Wszyscy pakują i wynoszą rzeczy, które się uratowały. Akcję mocno utrudnia ciężki dojazd, padający deszcz, nadchodzący zmrok i wszechobecne błoto. W świetle latarek co chwila słychać nawoływania i okrzyki. Praca idzie sprawnie i trwa do późna. Nadzór i koordynację przejęli harcerze, więc tej nocy prawie cały ocalały dobytek udało się przetransportować i zabezpieczyć.

Pierwsze emocje opadły. Zasiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmyślać. Okazało się, że chociaż domu nie udało się uratować, to zyskaliśmy coś bardzo cennego. Przekonaliśmy się, że kiedy jesteśmy w potrzebie, zawsze pojawią się wokół nas ludzie, na których możemy liczyć…

Dlatego bardzo mocno chcielibyśmy podziękować za pomoc:
Straży Pożarnej i Sąsiadom z ulicy Smrekowej, harcerkom i harcerzom ZHR Obwodu Tatrzańskiego oraz ich Rodzicom, Dyrekcji POSA, Koleżankom z Grona Pedagogicznego POSA, Rodzicom uczniów POSA, władzom miasta Zakopanego, nauczycielom I LO im. Oswalda Balzera, Koleżankom i Kolegom syna Adama, znajomym, urzędnikom MOPSU oraz rodzinie za wsparcie i pomoc materialną i duchową.

***
Ciocia Irena z Adamem podjęli decyzję. Będą odbudowywać swój dom, To było ich całe życie, ich miejsce na ziemi.
Wszystkich ludzi dobrej woli, chcących wesprzeć ich i pomóc im zrealizować to marzenie, prosimy o wpłaty na konto Fundacji Stowarzyszenie Dobroczynne Betlejem, 31-509 Kraków, ul. Lubomirskiego 7A, o numerze: 84 1050 1445 1000 0022 3352 9748, koniecznie z dopiskiem „Dla pogorzelców (Ireny i syna)”.


opr.s/
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama