Polonia Bytom - TatrySki Podhale Nowy Targ 4:2

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

- Przegraliśmy po walce. Rozegraliśmy najlepszy mecz na wyjeździe i o ironio wracamy bez punktu, chociaż na niego w pełni zasłużyliśmy – powiedział trener Marek Ziętara.

- Jedziemy po zwycięstwo do Bytomia – zapowiadał Mateusz Michalski po spacerku z Janowem. W Bytomiu spacerku nie można było się spodziewać. Podhale wraca na tarczy.

Z Bytomiem góralom zawsze się trudno grało, to rywal, który nie bardzo leży nowotarżanom. Mecze zawsze trzymały widzów w napięciu, a rezultat był niewiadomą do ostatnich sekund. Nie inaczej było w dzisiejszej potyczce.
Długo utrzymywał się wynik bezbramkowy. Otwarcie przyszło 3 sekundy przed końcem pierwszej odsłony. Moment dekoncentracji w podhalańskiej drużynie wykorzystał Demjaniuk.

Strata takie bramki „do szatni” zawsze boli. Bytomian uskrzydliła, a górale jeszcze ją roztrząsali i 67 sekund po rozpoczęciu drugiej tercji po raz drugi gospodarze pokonali Raszkę.

- Mam żal do sędziego, że uznał tego gola - żali się szkoleniowiec „szarotek”. – Raszka był niemiłosiernie obkładany kijem.

Niestety 5 minut później bytomianie za prawą Krzemienia po raz kolejny wyszli na prowadzenie.

- Kolejny niefartownie stracony gol – przekonuje Marek Ziętara. - Przegrane wznowienie, strzał, krążek po rykoszecie odbity od kija lub nogi jednego z graczy zmylił Raszkę. W końcówce Podhale wycofało bramkarza, przez 35 sekund nacierało na bramkę gospodarzy, ale sekundę przed końcową syreną straciło kolejnego gola.

Polonia Bytom - TatrySki Podhale Nowy Targ 4:2 (1:0, 1:1, 2:1)

Stefan Leśniowski, zdj. Michał Adamowski

źródło: SportowePodhale

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama