Milik: Całymi dniami przebywałem na podwórku
- Moje marzenia trochę się zmieniały, ale apetyt naturalnie rósł w miarę jedzenia. Wiadomo, że największym pragnieniem była gra w dobrym, zachodnim klubie. Od razu na myśl przychodzi mi Manchester United. Kibicowałem im i miałem ogromną „zajawkę”, żeby tydzień w tydzień oglądać ich mecze. Z biegiem czasu udało mi się zadebiutować w ekstraklasie, a koniec końców wyjechać zagranicę i rozpocząć grę w znanym europejskim klubie. Marzenia stały się u mnie czymś realnym. Zagrałem już w ekstraklasie, Górniku i zagranicznym klubie oraz reprezentacji Polski... Stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej. To jedyna droga do sukcesu, ale wszystko zaczyna się od kopania na podwórku z kolegami – opowiada jeden z bohaterów eliminacji Euro 2016, napastnik reprezentacji Polski i Ajaksu Amsterdam – Arkadiusz Milik.
Można powiedzieć, że w pewien sposób ruszyły już przygotowania do Euro 2016. Zagraliście bardzo dobre mecze z Islandią (4:2) i Czechami (3:1), a selekcjoner mógł trochę rotować składem. Po tak udanych eliminacjach twoja pozycja w podstawowym składzie wydaje się pewna…- O nie! Ja na ten temat się nie wypowiem. Oddaję głos innym, a przede wszystkim trenerowi Nawałce, bo na jego opinii zależy mi najbardziej. Powiem tylko, że super czuć się ważnym ogniwem w tym projekcie. To kolejny zastrzyk motywacji i każdego dnia chce się pracować coraz ciężej.
Byłeś na przestrzeni ostatnich miesięcy próbowany też na innej pozycji. W przegranym 1:3 meczu z Niemcami grałeś na lewym skrzydle.
- Inne ustawienie przychodzi mi na szczęście coraz łatwiej. Potrafię się przestawić, udało się to także w meczu z Niemcami. Przejście na bok, na flankę nie było dla mnie rzeczą nie do przeskoczenia. O wiele większym wyzwaniem od zawsze była dla mnie gra na “10”, która wiąże się zupełnie innymi obowiązkami na boisku. Inaczej się biega, zamysł taktyczny jest inny. Teraz czuję się tam tak dobrze jak w ataku. Nigdy nie będę nawet narzekał na to, że nie byłem wystawiony jako nominalny napastnik. Każde powołanie przyjmuje z ogromnym entuzjazmem. Jestem niesamowicie dumny, że mogę wybiegać w pierwszym składzie drużyny narodowej.
Już teraz wspomnienia z gry, z orzełkiem na piersi masz wspaniałe.
- Nie wystarczy powiedzieć, że to tylko "fajna sprawa". Niezależnie od tego, kto jest rywalem - emocje zawsze buzują w człowieku. Stadion Narodowy, Stadion Narodowy, ponad 50 tysięcy gardeł, każde z nich cię wspiera, każde dobrze ci życzy… Tego się nie zapomina, to zostaje w sercu na zawsze. Hymn narodowy to automatyczne ciarki. Całe te eliminacje były wspaniałe. Zapamiętam na długo nie tylko mecz z Niemcami i Szkocją, ale także ten z Gruzją i Irlandią, po których awansowaliśmy na EURO. Zacząłem grać w wieku 6 lat i marzyłem o takich przeżyciach.
Wpływ na Twój rozwój miał też turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, którego mecze finałowe już od 2 lat rozgrywane są na Stadionie Narodowym.
- Za moich czasów o takim finale mogłem tylko pomarzyć! (śmiech) Cofnijmy się o kilka ładnych lat i mamy odpowiedź - infrastruktura stadionowa była wtedy w Polsce zupełnie inna. Pamiętajmy, że to od lat jest super impreza piłkarska dla dzieciaków. Jedno od moich czasów się nie zmieniło, wszystko nadal zaczyna się od eliminacji na boiskach szkolnych i podwórkach. To piękna sprawa, że dzieciaki w finale wychodzą na Stadion Narodowy, obiekt dorosłej reprezentacji. Najwspanialsza arena w Polsce. Nie mam bladego pojęcia, co musi dziać się dokładnie w ich głowach! Ja na grę na Stadionie Narodowym musiałem czekać do momentu powołania do reprezentacji.
W maju na własnej skórze przekonałeś się jakich niezapomnianych emocji dostarcza dzieciom finał rywalizacji o Puchar Tymbarku, kiedy odwiedziłeś uczestników na Stadionie Narodowym.
- Zgadza się. Pojawiłem się na jakieś 2-3 godziny. Pozowałem do zdjęć z chłopakami, odpowiadałem na pytania. Było dużo śmiechu. Fajnie zobaczyć rywalizację najlepszych w Polsce drużyn dziewcząt i chłopców do lat 10 i 12, bo tak na dobrą sprawę - człowiek nie ma lepszej okazji popatrzeć na grę tak młodych zawodników. Dobrze zapamiętałem ich uśmiechy. A dlaczego? Bo był takie naturalne i prawdziwe...
Co to znaczy?
- To była czysta radość z gry. Oni po prostu nie czują, ani nie zdają sobie sprawy z tej presji, która towarzyszy zawodowstwu i to jest piękne. Czysta pasja i gra. To trochę inny uśmiech niż piłkarza w moim wieku, który zna już te wszystkie oczekiwania i obowiązki, musi na co dzień radzić sobie z innymi wymaganiami. U dzieciaków tego nie ma. I dobrze! Tak to właśnie powinno wyglądać! Plus marzenia.
Ty musiałeś ich mieć całkiem sporo, bo inaczej nie znalazłbyś się tak szybko w takim miejscu. Reprezentacja, Ajax Amsterdam.
- Marzenia trochę mi się zmieniały, apetyty naturalnie rósł w miarę jedzenia. Wiadomo, że największym pragnieniem była gra w dobrym, zachodnim klubie. Od razu na myśl przychodzi mi Manchester United. Kibicowałem im i miałem ogromną „zabawkę”, żeby tydzień w tydzień oglądać ich mecze. Z biegiem czasu udało mi się zadebiutować w ekstraklasie, a koniec końców wyjechać zagranicę i rozpocząć grę w znanym europejskim klubie. Marzenia stały się u mnie czymś realnym. Zagrałem już w ekstraklasie, Górniku i zagranicznym klubie oraz reprezentacji Polski... Stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej. To jedyna droga do sukcesu, ale wszystko zaczyna się od kopania na podwórku z kolegami.
Kiedy zaczynałeś w Rozwoju Katowice o super warunkach mogłeś zapomnieć. Mija raptem kilka lat, a dziś najmłodsi mogą uniknąć gry w strasznych warunkach, które zdaniem lekarzy - później odbijają się na karierze i skutkują kontuzjami.
- Na pewno wiele się zmieniło, wybudowano dużo boisk dla dzieci. Wszystkie ze sztuczną nawierzchnią. Wszystko jednak zależy od wielu uwarunkowań, każdy przypadek jest indywidualny. Wiadomo, że 20 lat temu wszyscy łupali w trudnych warunkach i musieli się zahartować. Koniec końców, dziś to może odbijać się na ich zdrowiu. Pamiętam jak śmigałem w koszulce Arsenalu z nazwiskiem Henry na plecach i numerem 14. Kompletna fiksacja. Coś podobnego widzę w obecnych chłopakach z Rozwoju. Mają szansę w przyszłości na kadrę, ale nie będę wymieniał nazwisk, bo jeszcze im odbije! (śmiech)
Czyli tak jak sam mówiłeś o obecnych uczestnikach turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” – mają prawdziwy uśmiech i radość z gry?
- Dokładnie! To jest ten etap, kiedy bierzesz udział w dużym turnieju, wszystko jest nowe... Liczy się przede wszystkim zabawa. Możliwość poznania nowych ludzi, przyjaciół. Piłkarz - choć może to jeszcze za duże słowo - bardzo się w tym wieku rozwija. Nie tylko pod względem technicznym, taktycznym. Tu chodzi o zwykłą naukę życia, pokorę. Fantastyczna sprawa, bo z takich turniejów - jak pokazuje historia - da się wyciągać perełki, które po latach mogą zagrać w reprezentacji. Wiem co mówię bo sam tego doświadczyłem. A najważniejszy jest i tak ten czysty uśmiech pozbawiony stresu i niepokoju. Aż przypomina mi się jak sam całe dnie spędzałem z piłką na podwórku.
zdj. PZPN / Łączy Nas Piłka)
źródło: materiał prasowy