Mistrz nokautuje. Wojna pod Wawelem

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Po pierwszych półfinałowych spotkaniach hokejowego play off bliżej gry o złoto są obrońcy mistrzowskiego tytułu, którzy znokautowali górali. W parze Cracovia – Sanok jest remis

Hokeiści GKS Tychy zrealizowali plan minimum. Wygrali w przekonywującym stylu dwa razy na własnym lodzie. W pierwszym spotkaniu nowotarżanie prowadzili równorzędną grę do 40 minuty. Do 29 minuty prowadziły 1:0, po golu Wronki z 56 sekundy. Kluczowym momentem był go „do szatni” 32 sekundy przed końcem drugiej odsłony.

- Bramka „do szatni” nas „złamała” – mówił po meczu zdobywca gola dla nowotarżan. - W ostatniej tercji wyraźnie odczuwaliśmy trudy rywalizacji z Unią Oświęcim.
- Z takim rywalem musieliśmy grać defensywnie i do 39 minuty realizowaliśmy założenia taktyczne – mówi trener Marek Ziętara. – Tychy do tego momentu nie miały zbyt wielu klarownych sytuacji. Niestety gol do szatni podciął nam skrzydła. To był zły moment. Gdy straciliśmy gola na 3:1 uszło z nas powietrze.

- Na początku dostaliśmy zimny prysznic i powoli się rozkręcaliśmy – powiedział Krzysztof Majkowski (II trener GKS).

- Może wynik był za wysoki, ale my nie zamierzamy się poddawać – powiedział Patryk Wronka.

Tymczasem drugie spotkanie rozstrzygnęło się po 10 minutach. Tyszanie zdobyli w tym czasie cztery gole. To był nokaut. Takich strat, przy tak wyrównanych drużynach, nie sposób było odrobić, choć goście się starali. Dodajmy, iż większość goli zdobyli mistrzowie po prezentach górali.

- Prezenty, prezentami, ale... Sześć strzałów i cztery gole, z tego dwa z niebieskiej linii. Na takim poziomie nie powinno tak być. Odrobienie start stało się mało realne, ale w drugiej tercji chłopaki walczyli, wzięli się do pracy. Zagrali dobrze. Potem wyleciał nam Zapała, a przed meczem Wielkiewicz (grypa) i Kania (kolano). Choroby i kontuzje chyba w tym sezonie od nas się nie odczepią. Szkoda dwóch bramek zdobytych w ostatniej minucie – podsumował Marek Ziętara.

- Wiedzieliśmy, że w Tychach będzie trudno, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak. Ale walczymy dalej. Na pewno podejmiemy walkę u siebie – zapowiada kapitan „szarotek”, Jarosław Różański.

- Znaleźliśmy się w dobrej sytuacji i z nadziejami jedziemy do rywali, po minimum jedną wygraną – mówi Krzysztof Majkowski.

O wiele ciekawiej było w drugiej parze. W pierwszym meczu wygrała Cracovia, w drugim musiała uznać wyższość w sanoczan. Zapowiada się ciekawa rywalizacja, bo teraz zespoły na dwa mecze przenoszą się na Podkarpacie.
W obu krakowskich spotkaniach były wielkie emocje, walczono ostro, a nawet brutalnie, znakomicie spisywali się bramkarze. Faworytem byli krakowianie, którzy w sezonie zasadniczym wygrali wszystkie potyczki z Ciarko. Mieli więc psychologiczną przewagę.

- Mieliśmy ciężki początek – powiedział trener „Pasów”, Rudolf Rohaczek po pierwszym spotkaniu.

Sanoczanie prowadzili 2:0 i gospodarze nie wiedzieli co się dzieje. Gospodarzy do lepszej gry poderwał Dziubiński, zdobył kontaktowego gola i asystował przy golu doprowadzającym do wyrównania.

- Muszę pogratulować zawodnikom, którzy byli na lodzie w końcówce pierwszej tercji, że potrafili odwrócić wynik. Bardzo wyrównany mecz. Dobrze graliśmy w przewagach ( jego drużyna zdobyła w tym okresie cztery gole – przyp. aut.) i osłabieniu.

W drugim spotkaniu lepsi byli sanoczanie. O wyniku rozstrzygnęła trzecia tercja, przegrana przez krakowian 0:3.

- O naszej porażce zaważyły niewykorzystane przewagi, świetna postawa bramkarza rywali, który w kluczowym momencie zatrzymał krążek na linii bramkowej, oraz głupie zachowanie Urbanowicza, który niepotrzebnie zrobił karę meczu.

Za dużo kombinowaliśmy w przewagach, zamiast grać prościej i więcej strzelać – ocenił Rudolf Rohaczek.

Po porażce u siebie „Pasy” znalazły się w trudnej sytuacji. W Krakowie nie wystąpił Pasiut, reprezentacyjny środkowy, a zarazem lider zespołu. Nieobecność Pasiuta zmniejszyła siłę uderzeniową Cracovii. Do tego doszła kontuzja kolejnego środkowego Słabonia.

- Nie wiem jak będzie wyglądało kolano Słabonia i pachwina Pasiuta. W jakim byśmy składzie nie jechali do Sanoka, w takim musimy walczyć – przekonuje szkoleniowiec „Pasów”.

- Wyrównaliśmy stan rywalizacji i szanse obu ekip na awans do finału oceniam jako 50 na 50 procent. Rywalizacja w naszej hali, to całkiem inna historia – twierdzi szkoleniowiec Ciarko, Kari Rauhanen.

GKS Tychy – TatraSki Podhale Nowy Trag 5:1 i 7:1.
Cracovia – Ciarko Sanok 7:5 i 1:4


Stefan Leśniowski / fot. archiwalne Michał Adamowski
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama