Śnieżna Pantera. Zakopiańczyk na Władcy Niebios
Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00
Andrzej Bargiel zdobył już 4 z 5 siedmiotysięczników Śnieżnej Pantery. Właśnie stanął na liczącym 7010 m n.p.m. Chan Tengri. Startował jak zwykle w nocy. Czas wejścia od momentu wyruszenia Andrzeja z bazy wyniósł 8 godz. i 17 min.
Atak na ten szczyt był decyzją spontaniczną. Wejście na niego jest krótsze i zdecydowanie łatwiejsze, niż na planowany jako czwarty Pik Pobiedy.Tymczasem w Tien-szanie otworzyło się krótkie okno pogodowe. Warunki umożliwiające wejście i bezpieczny powrót ze szczytu miały utrzymać się tylko do wieczora 10 sierpnia. Za krótko na Pobiedę, wystarczająco na Chana. Ekipa dotarła do położonej na wys. ok. 4000 m na lodowcu Inylczek Południowy bazy pod Chan Tengri dopiero poprzedniego popołudnia.
Jędrek nie zdecydował się na próbę zjazdu z drugiej strony góry. W całości jest ona tak czy owak raczej niemożliwa do zjechania. Ze stromych stoków i marmurowych grani silne wiatry wywiewają zazwyczaj śnieg do litej skały. Nie inaczej było teraz. Bargiel zjechał około 70 procent drogi zejściowej. Narty zapiął na wysokości ok. 6300 m. Z powrotem w bazie pojawił się o godz. 15. Cała akcja górska trwała więc 11 godz. 35 min. Szybciej niż wejście i zejście Denisa Urubki na szczyt, w ramach wygranych przez niego ekstremalnych zawodów alpinistycznych organizowanych od końca XX wieku na tej górze. W rozdziale zatytułowanym zresztą „Szybkość w stylu solo” w książce „Skazany na góry” Urubko podaje swój czas łączny w wejściu i zejściu – 12 godzin i 21 minut. Pokazuje to dobitnie jak dużą przewagę Andrzejowi, który poświęcił w dodatku 40 minut na szczycie dla ekipy filmującej wyczyn z helikoptera i fotografującego z teleobiektywu z bazy Marcina Kina, dają na drodze zejściowej narty.
Urubko, z którego rewelacyjnymi czasami Bargiel mierzy się od zawodów Elbrus Race w 2010 r., zachował swój rekord wejścia na Chana w czasie zawodów w 2000 r., kiedy dotarł na wierzchołek w 7 godzin i 40 minut. Ale mierzenie się z czasem na Chanie ma dłuższą tradycję. Wcześniej niejednokrotnie próbowano bić rekord wejścia, który z czasem 10,5 godz. ustanowił w 1993 r. rewelacyjny i legendarny Amerykanin Alex Lowe.
Zbudowana z marmuru, purpurowa o zachodzie słońca piramida Chan Tengri stanowi też punkt, w którym stykają się granice Kazachstanu, Kirgistanu i Chin. Jej nazwa z mongolskiego oznacza „władcę niebios”. Wysokość szczytu była przez lata kwestią sporną, uzależniona jest ona bowiem mocno od grubości pokrywy śnieżno-lodowej na wierzchołku. Dlatego w starych materiałach i na dawnych mapach można znaleźć wysokość bez owej pokrywy, odmierzoną na 6995 m n.p.m. Według nowszych pomiarów zaliczających Chana do grona siedmiotysięczników, ten drugi najwyższy szczyt Tien-szanu i Kirgistanu, oraz najwyższy w Kazachstanie, jest też wysuniętym najdalej na północ szczytem siedmiotysięcznym. Pierwszego wejścia dokonali w 1931 r. ukraiński alpinista Michaił Timofjewicz Pogrebecki, Borys Tiunin i zamieszkały w ZSRR Austriak Franz Sauberer. Ich droga wejścia do dziś uznawana jest za drogę normalną i jako najłatwiejsza prowadząca na szczyt wykorzystywana co roku przez dziesiątki alpinistów.
Po 26 dniach od osiągnięcia Piku Lenina, Andrzej ma już na koncie 4 z 5 szczytów zaliczanych do Śnieżnej Pantery. 25 lipca wszedł na Pik Korżeniewskiej, 2 sierpnia zdobył natomiast najwyższy w całej stawce Pik Komunizma. Do poprawienia rekordu Urubki i Mołotowa pozostały nieco ponad dwa tygodnie i najtrudniejszy ze szczytów – Pik Pobiedy.
Warunki w Tien-szanie – jednych z najtrudniejszych i najbardziej nieprzewidywalnych pogodowo gór świata – psują się, zaczął sypać śnieg. Bargiel wyruszy na ostatni ze szczytów, gdy tylko się one ustabilizują.
mat. prasowy, s/ zdj. Marcin Kin
Więcej na temat
komentarze
reklama