Muzykanckie Zaduszki w Zakopanem (zdjęcia)
Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00
ZAKOPANE. Tegoroczne Muzykanckie Zoduski organizowane przez Związek Podhalan rozpoczęła msza św. w intencji wszystkich zmarłych muzykantów. Potem złożono kwiaty pod pomnikiem dra Tytusa Chałubińskiego i Jana Krzeptowskiego Sabały, a na zakończenie w Bąkowej Zohylinie spotkano się na posiadach i wspólnym muzykowaniu.
W spotkaniu wzięło udział ponad sto osób.Mszę św. w Starym Kościółku odprawił ks. Jan Szwaikowski. - Gromadzi nas dziś przy Chrystusowym ołtarzu pamięć i nuty. Pamięć jest ważna bo bez niej nie ma człowieka, nie ma wspólnoty. Nuty są ważne bo bez nich nie ma życia. I dlatego pamięcią przywołujemy tych, którzy już odeszli ale żyją bo słyszymy nuty, które grali. Prośmy razem w intencji tych, których wspominamy i których słyszymy w nutach – ot choćby Sabałę, Bartusia Obrochtę, Władka Trebunie-Tutkę, Marka Łabunowicza – Maję i wielu wielu innych - przypomniał misjonarz.
W kazaniu powiedział: "Powiem tak – Ameryki nie odkryję i prochu nie wynajdę. Inaczej rzecz się ma w świecie nut. Tam wszystko jest możliwe. I dlatego warto słuchać. Warto także korzystać z mądrości tych, którzy zostali bardziej obdarowani. Bo Bóg w swej mądrości stwarzając nas na swoje podobieństwo obdarzył człowieka bardzo hojnie a niektórych bardziej. Pamiętać mamy, że Bóg wybrał nas przed założeniem świata, zanim się narodziliśmy i troszczy się o nas czyniąc nas swymi dziećmi i dziedzicami. A to zobowiązuje.
A teraz historia – tu z Podhala!
Był taki jeden co nie wierzył, że byliśmy zanim urodziliśmy się na tym świecie. Chodził za swoim wujkiem muzykantem, którego szanował i prosił: Powiedzcie, wytłumaczcie, dajcie mi jakiś dowód. I co się stało? Akurat szli ludzie na Rusinową Polanę do kaplicy. Pomiędzy ludźmi szła dziewczyna, która mogła mieć 12-14 lat. Wujek zawołał ją i zapytał czy umie grać na skrzypcach. Odpowiedziała, że nie, bo nie ma skrzypiec. Wujek wyjął swoje skrzypce a drugie wziął od swojego kolegi , dał dziewczynie i powiedział: ona tu nam zagra nutę, której jeszcze na tym świecie nie słyszała. A wy patrzcie jak ona będzie robić to czego się nigdy nie uczyła. Dziewczyna wzięła skrzypce. Przycisnęła strunę i przejechała smyczkiem – wyszedł ton a. Pociągnęła jeszcze raz. W tym samym momencie wujek pociągnął jako sekund na C-dur. No, co do tego pasuje? Dziewczyna słuchała i myślała. Pociągnęła g. No to co dalej? Można powtórzyć: a i g. Wujek też powtórzył. I dalej jako sekund pociągnął A-dur. Dziewczyna jakoś tak palcami zjechała aż do d. Wujek powtórzył za nią i też zszedł na d. Wyszedł początek nuty. I co dalej? Wujek podjechał do góry od d do a. A dziewczyna zrobiła to samo tylko w oktawie. I już jakby nuta zaczyna wybrzmiewać. I dalej. Wujek jak na początku a, no a dziewczyna myśli chwilę i daje a, a, i g, i dalej A-dur a ona z powrotem do d. Wujek też skończył na d. I wtedy wszyscy podchwycili ton – co wyszło? Krywaniu, Krywaniu wysoki.
I dalej. Inna nuta. Zaczyna sekund i idzie fis, e, de. Struna a zostaje pusta. Trzeba szukać do tego nuty. I jest – oktawę wyżej fis, e, de. A na sekundzie – e, fis, g i to samo powtarza prym tylko że o oktawę wyżej. No i chyba słyszymy – Albo mnie zabiją albo ja kogoś. Po takim doświadczeniu wujek powiedział – dziewczyna ma harmonię w uchu. I kiedy ją gra to się jej przypomina harmonia. Pytanie – skąd ona może ją sobie przypominać skoro jej na tym świecie nie słyszała?
Wniosek jeden – musiała ją słyszeć na tamtym świecie. I to jest dowód na to, że Bóg wybrał nas zanim się narodziliśmy.
A teraz wisienka na torcie!
Wujek stał się po tym sławny. Przyjeżdżali do niego ludzie z różnych stron świata aby uczyć się góralskiej muzyki. Przyjechali do niego nawet z Jamajki. Wujek dał im skrzypce i basy i potem ich uczył i nauczył. No ale stało się nieszczęście. Gdy tamci wracali złapała ich na morzu straszna burza i instrumenty się im potopiły. Zostały im tylko smyczki. I z tego narodziła się murzyńska muzyka. Bo murzyńska muzyka to jest muzyka góralska tylko bez skrzypiec i basów. Oni tylko smyczkami biją do rytmu we wszystko – w drzewo, w bęben, w garnek. No ale nuty wygrać nie mogą bo im się instrumenty potopiły.
Módlmy się o to by nam się instrumenty nie potopiły a nuty radowały serce i chwaliły Boga. Amen.
A tak na koniec – żeby nikt nie zarzucił mi plagiatu – autorem tej historii jest Ks. Józef Tischner. Zajrzyjcie do jego "Filozofii po góralsku". Mogę mu tylko podziękować w swoim i waszym imieniu. Hej!"
opr. s/ zdj. Piotr Korczak
Więcej na temat
komentarze
reklama