Nowy trener "Szarotek" już w Nowym Targu

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Podczas spotkania w Urzędzie Miasta w Nowym Targu kibice TatrySki Podhale poznali nowego trenera klubu. Na spotkanie z nim przyszło ok. 60 osób, w tym działacze hokejowi, zarząd, zawodnicy klubu i dziennikarze.

Trenerem "Szarotek" został Fin polskiego pochodzenia Tomek Valtonen. W klubie jego asystentem będzie Marko Rönkkö. Valtonen ma zostać też trenerem polskiej kadry w hokeju.

Już podczas prezentacji dało się wyczuć, że hokej jest dla niego czymś więcej niż tylko pracą, której poświęcałby czas roboczy. On poświęca mu 24 godziny na dobę przez 365 dni. Przyznał, że tego będzie wymagał od zawodników. Jego dzień nie kończy wraz z ostatnim gwizdkiem na treningu czy po końcowej syrenie meczu. Trwa znacznie dłużej. Jest analiza i przygotowanie do kolejnego spotkania.

- Tak trzeba żyć jeśli jesteś zawodnikiem czy trenerem. Hokej jest dla mnie pasją i każda chwila spędzona na lodowisku sprawia mi ogromną przyjemność. Chcę, by to samo czuli zawodnicy. Sport wyzwala wielkie emocje i trzeba je pokazywać. Jesteśmy aktorami żywego teatru. Musimy dbać, żeby ludziom się podobało – podkreśla.

Na konferencji prasowej zaskoczył wszystkich płynną polszczyzną. A przecież wyjechał z kraju mając 4 lata. Przez kolejne 34 można było zapomnieć języka, którego używał w dzieciństwie.

– Rozmawiamy w domu po polsku z mamą, która urodziła się w Polsce. Tutaj mam rodzinę i czasem ich odwiedzam – wyjaśnił. – Po dwóch latach pobytu będę mówił jeszcze lepiej – zapowiada.

Tomek Valtonen urodził się w Piotrkowie Trybunalskim 8 stycznia 1980 roku. Jego rodzice poznali się w Polsce.

- Jak byłem młody uprawiałem niemal każdy sport. Grałem w baseball, kopałem piłkę, jeździłem na nartach, grałem w tenisa, koszykówkę, uprawiałem dżudo… Byłem dobry w te klocki. A do hokeja trafiłem dzięki starszym chłopakom z sąsiedztwa, którzy zaciągnęli mnie na trening. Kiedyś ojciec grał w hokeja, ale nie przez niego zacząłem uprawiać tę dyscyplinę sportu – opowiada.

Mając 17-lat zadebiutował w Finnish Elite League w zespole Ilves. Trenerem był wówczas Władimir Jurzinow junior.

- To była zmodyfikowana szkoła rosyjska, ale bardzo dużo trenowaliśmy. Studiowałem wtedy w szkole biznesu, trenowaliśmy dwa razy dziennie i nie mogłem uczestniczyć w porannych zajęciach. Jurzinow spytał: Chcesz być hokeistą czy biznesmenem? Odpowiedziałem, że hokeistą i tak zakończyła się moja biznesowa edukacja. Zrezygnowałem ze szkoły – wyjawia. - Nie ukrywam, że zdobycie w tym wieku wicemistrzostwa kraju to była fajna sprawa. Nie wiedziałem nawet, że za wicemistrzostwo dostaniemy bonusy. Poszedłem do bankomatu i zobaczyłem kupę kasy. Nie wierzyłem i wyciągnąłem wszystkie, by nikt ich nie zabrał (śmiech). To były duże pieniądze.

Jego talent odkryli znani w świecie trenerzy - Erkka Westerlund i Raimo Summanen. Trafił na draft w NHL. W 1998 roku z nr 56 został wybrany przez Detroit Red Wings, ale ostatecznie nie miał okazji wystąpić ani razu w najlepszej hokejowej lidze świata. Odesłany został do Plymouth Whalers z OHL, z którym zdobył Bumbacco Trophy i Hamilton Spectator Trophy. Pobytu w ojczyźnie hokeja nie wspomina jednak dobrze.

– Rozegrałem z zespołem NHL tylko dwa spotkania sparingowe, kontraktu nigdy nie podpisałem – nie ukrywa. - Grałem w OHL. To było blisko Detroit i nie podobało mi się. Grało się tam zupełnie inaczej niż w Europie. Przede wszystkim było dużo walki i gry kontaktowej. Miałem za to dobrego trenera, który aktualnie jest trenerem San Jose. Kontuzje sprawiły, iż zmuszony byłem wrócić do ojczyzny. Z tego pobytu jest jeden pozytyw. Nauczyłem się podejścia do hokeja. Tam jest mnóstwo zawodników i trwa między nimi rywalizacja o miejsce w składzie. Jeśli nie jesteś gotowy, to nie masz miejsca w drużynie. Trzeba samemu zadbać o formę i umieć ją pokazać.

Tymczasem teraz trafił do kraju, gdzie mało jest wartościowych graczy, którzy nie mają motywacji i samodyscypliny, by przez ciężką pracę być jeszcze lepszym, bo i tak jakiś klub ich zatrudni.

– Myślę, że w Nowym Targu nie będzie tego problemu. Zawodnicy muszą być przygotowani na ciężką pracę. Będziemy bardzo mocno pracować – podkreśla. - Dla mnie przeszłość jest nieważna. Nie interesuje mnie, że ktoś w poprzednim sezonie, czy też dwa tygodnie wstecz, grał dobrze, miał świetne statystki. U mnie decydować będzie aktualna dyspozycja, praca na treningach. Tego się zawsze trzymam.

– Wróciłem do Jokerit. Ten pierwszy był moim trenerem dwa lata, drugi prowadził mnie przez cztery. Summanen gratulował mi objęcia funkcji selekcjonera reprezentacji Polski i Podhala. Z każdym z trenerów jestem w stałym kontakcie – twierdzi.

W 2000 wywalczył kolejny srebrny medal, a dwa lata później zdobył mistrzostwo. W kolejnych latach dorzucił do kolekcji jeszcze dwa srebrne medale (2005 i 2007). W SM-Liiga rozegrał 421 spotkań, w których „złapał” 738 minut kar. Był takim naszym Krzysztofem Oliwą. Grał twardo, nieustępliwie.

- Musiałem tak grać – wyjaśnia. - Tego wymagali ode mnie trenerzy. Taka była moja rola w zespole. Stoczyłem dużo bójek na pięści, chyba z 25. Większość wygrałem. Nie jest ważne kto wygra, ma być bójka i już. To była psychologiczna wojna, żeby przeciwna drużyna czuła respekt, bała się. Tacy zawodnicy byli potrzebni w lidze.

W Podhalu jego rodak posiada rekord w ilości odsiedzianych minut na ławce kar w jednym sezonie. To Mikko Koivunoro. Spędził na niej 212 minut! - To stanowczo za dużo jak na polską ligę – skwitował nowy trener Podhala.

W ostatnim sezonie pobytu w Jokerit jego drużyna dotarła do finału ligi. Przegrała jednak z Kärpät Oulu. Miał szansę grać wziąć udział w mistrzostwach świata. O tym marzył, bo jako junior dwukrotnie był mistrzem – do lat 18 (1997) Europy i 20 (1998) świata. W mistrzostwach świata U-20 grał trzykrotnie. Oprócz złota ma w kolekcji także srebrny medal. Najbliżej gry w mistrzostwach glonu był w 2006 roku, ale w ostatniej chwili musiał ustąpić miejsca dwóm graczom z NHL.

– Byłem tym ostatnim, który odpadł. Gdyby drużyna z Olle Jokinenem i Seanaem Bergenheima nie odpadła z walki o Puchar Stanleya, to pewnie zagrałbym w Rydze. A tak musiałem zrobić im miejsce.

Miał też kilka propozycji z Rosji i Szwecji, wybrał drugą opcję i klub Södertälje SK, beniaminka z najwyższej ligi. Niewiele pograł, wrócił do ojczyzny i swojego Jokerit.

- W Södertälje był krótki rozdział mojej sportowej kariery – przyznaje. - Na dwa lata miałem umowę i rozegrałem cztery mecze i miałem problemy z obojczykiem. Wypłacili mnie i wróciłem do Finlandii. W całej karierze na prawy bark miałem pięć operacji, na drugi jedną. Ponadto operowano mi palce, pęknięty miałem nos, policzek, uszkodzone zęby… Dużo przeszedłem operacji. Do tego wstrząśnięcie mózgu, po tym jak zawodnik zaatakował mnie z tyłu w głowę.

Po kolejnej operacji zmuszony był powiedzieć „koniec”. Numer 11, z którym występował w drużynie Jokeritu został zastrzeżony dla zawodników tego klubu. – Jestem dumny z tego, ale koszulka jeszcze nie wisi pod sufitem hali. I może nie będzie wisieć –śmieje się.

W 2009 roku zakończył karierę zawodniczą i od razu został trenerem. Najpierw prowadził zespół juniorski Jokerit Helsinki (wywalczył srebrny medal), po czym został głównym szkoleniowcem pierwszego zespołu. W sezonie 2012/13 był asystentem trenera reprezentacji Finlandii do lat 20. Przez cztery ostatnie lata prowadził Vaasan Sport.

- Wiedziałem, że będę trenerem –zapewnia. - Miałem oferty jako skaut NHL, jako agent do reprezentowania zawodników, ale zawsze chciałem być trenerem. Po ostatniej operacji i rehabilitacji od razu zacząłem pracę jako asystent w juniorach. Moim mentorem był Jukka Rautakorpi. Pracowałem również w federacji z reprezentacją U -20.

Valtonen ma rękę do młodzieży. Wychował wielu zawodników, którzy grali bądź grają w najlepszych ligach i drużynach świata.

- Przez 2,5 roku pracy z młodzieżówką wychowałem 30 zawodników grających w NHL, AHL, SM – Liga. W NHL mam sześciu. Są to: Markus Hannikainen, Joonas Korpisalo, Petteri Lindbohm i Esa Lindell, Teuvo Teravainen i Teemu Pulkkinen.

Nowy szkoleniowiec Podhala referuje nowoczesny styl hokeja, oparty przede wszystkim na… - Jak najdłuższym utrzymywaniu się przy krążku. Ma być szybki i zespołowy. W piątce może być indywidualność, ale musi się poświęcić się drużynie.

Zaczął pracę w Podhalu od testów. Zaznaczył już, że czeka graczy mnóstwo pracy. Nie wyklucza wzmocnień, ale… - Muszą być dobrzy gracze. Nie ważne jakiej będą narodowości. Jeśli nie znajdziemy takich, to przeciętniacy nie będą zajmować miejsca Polakom. Potrzebujemy dwóch zawodników – obrońcę i napastnika. Obrońca musi przebywać na tafli od 20 – 25 minut w meczu, dobrze operować kijem i krążkiem oraz dobrze jeździć na łyżwach. Napastnik ma być bramkostrzelny. Jestem zadowolony, że „Kojot” (Filip Wielkiewicz) będzie z nami grał. Widziałem go w akcji i bardzo mi się podoba. Na pewno będzie lepszym zawodnikiem niż przed rokiem – zapewnia.

Na zakończenie zapytałem trenera co robi w wolnych chwilach. Odparł: - Jeżdżę na rowerze, chodzę na siłownie, dużo czytam i zajmuję się dziećmi. Teraz ta ostatnia czynność odpada, bo będę mieszkał w Polsce.

Stefan Leśniowski. zdj. Andrzej Pabian

źródło: SportowePodhale

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama