Bo głowa jest najważniejsza. Rozmowa z Katarzyną Solus-Miśkowicz
Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00
Katarzyna Solus-Miśkowicz z Bukowiny Tatrzańskiej, zawodniczka Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team, medalistka i olimpijka w MTB, postanowiła na własną rękę edukować dzieci, spotykać się z nimi i uświadamiać, że kask jest podstawą w jeździe na rowerze.
Dlaczego zaangażowała się Pani w akcję promującą bezpieczeństwo na rowerze?Katarzyna Solus-Miśkowicz: - Akcję promującą bezpieczeństwo zainicjowałam sama. To był mój pomysł, ale do realizacji potrzebowałam pomocy. Znalazłam wspaniałych ludzi, którzy mi pomogli i się udało!
Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie jazda na rowerze bez kasku. W obecnych czasach jest więcej niebezpieczeństw niż w przeszłości. Brukowane ścieżki, mnóstwo samochodów, wysokie krawężniki, szeroki dostęp do wysokiej klasy, szybkich rowerów… Do rozpoczęcia akcji popchnęły mnie przemyślenia i rozmowy z innymi ludźmi. Jako kolarz wiem, że wypadki mogą się zdarzyć z własnej winy bądź z winy kierowców, bo niestety i tak czasem bywa. Mało kto z moich znajomych może powiedzieć, że nie miał kolizji, nawet jadąc prawidłowo po drodze. Wielu kolegów nie raz skwitowało: „kask uratował mi życie!”. Niestety znam też historie, że ktoś ten jeden raz nie założył kasku i skończyło się to tragicznie. Dlatego chcę o tym mówić i uświadamiać jak najwięcej osób. Najlepszym według mnie sposobem to zachęcenie to zakładania kasku. Dla mnie w pewnym momencie stało się to nawykiem. Mam nadzieję, że choć część dzieci i rodziców zastanowi się nad tym i zacznie poważnie podchodzić do tego tematu. Bardzo bym chciała, aby zakładanie kasku na wycieczki rowerowe stało się po prostu normą tak dla dzieci, jak i dla dorosłych.
Na czym polega Pani akcja?
K.S-M.: - Odwiedziłam wszystkie szkoły w Bukowinie Tatrzańskiej. Wójt zakupił 100 profesjonalnych kasków kolarskich, które losowaliśmy wśród obecnych na spotkaniach dzieci. Do tego rozdawałam naklejki – z hasłem „Zachowaj odstęp przy wyprzedzaniu”. Opowiadałam o życiu sportowca, pokazywałam rowery na jakich się ścigam, przywiozłam parę medali i za pomocą prezentacji multimedialnej pokazywałam jak wygląda moje życie oraz miejsca w jakich byłam. Zachęcałam do aktywnego spędzania czasu i najważniejsze – mówiłam o bezpieczeństwie na drodze.
Czy wypadek na rowerze może być naprawdę groźny?
K.S-M.: - Zderzenie lub potrącenie przez samochód może być bardzo groźne. Upadeķ na rowerze niekoniecznie, jednak jest duże prawdopodobieństwo uderzenia głową, a to już może być w skutkach tragiczne.
Czy Pani również przytrafiały się takie sytuacje?
K.S-M.: - W związku z tym, że reprezentuję Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team w ekstremalnej dyscyplinie sportu, podczas wyścigów to kask wiele razy uratował mi życie. Co ciekawe zdarzyło mi się również upaść na zwykłej asfaltowej drodze przez chwilę nieuwagi i tak mogę śmiało powiedzieć, że znów kask uratował mi życie.
Jak w takiej sytuacji może pomóc kask na głowie?
K.S-M.: - To proste. Uderzając głową o asfalt, beton to kask ratuje nie tylko naszą głowę, ale i nasze życie. Głowa jest najważniejsza. Kości się zrosną, rany zagoją, a uderzając głową w najlepszym wypadku możemy mieć lekkie wstrząśnienie mózgu. O reszcie wolę nie mówić. Myślę, że teraz każdy już zdaje sobie sprawę, co może być dalej. Nie twierdzę, że kask jest niezbędny, ale to inwestycja w bezpieczeństwo. Możemy całe życie przejeździć bez kasku, wywracać się wiele razy i nigdy nam się nic nie stanie. Ale wystarczy ten jeden raz, gdy uderzymy głową i co wtedy?
Rozmawiał Robert Miśkowiec, zdj. materiały prasowe
Więcej na temat
komentarze
reklama