Kraków 1960 – Paryż 1962 - wystawa fotografii Konrada Pollescha

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

W galerii Nowohuckiego Centrum Kultury otwarto wczoraj niezwykłą wystawę fotografii czarno-białej Konrada Karola Pollescha z lat 1960 i 1962

Ta wystawa jest podzielona na dwie części i jak pisze sam autor wystawy o niej:

Kraków 1960 We wczesnych latach 60-tych byłem studentem polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Prościutkim aparatem mojego ojca marki Beltica a potem wygraną na jakimś konkursie, czeską dwuobiektywową lustrzanką FLEXARET, robiłem zdjęcia moim koleżankom i kolegom ze studiów, aktorom Piwnicy pod Baranami i krakowskim zapyziałym, zaniedbanym podwórkom.

Te biedne podwórka z ich odrapanymi ścianami, wygrzewającymi się w słońcu kotami i bawiącymi się dziećmi miały dla mnie niezwykły urok.

Nie zdawałem sobie wówczas sprawy jak bardzo kiedyś się zmienią i zamienią w odrestaurowane, tętniące gwarem kawiarnie, puby i restauracje.

Przypomniawszy sobie piękny i niezwykle pochlebny tekst maila, znakomitego krakowskiego fotoreportera i artysty fotografika Grzegorza Kozakiewicza, napisany do mnie po otwarciu w Instytucie Francuskim w Krakowie pierwszej części mojej wystawy „Paryż zaginiony”, postanowiłem pokazać te skromne początki mojej fotograficznej działalności.

Mam niepłonną nadzieję, że Grzegorz się jednak nie „pochlasta”.

Paryż 1962 Zdjęcia, które pokazuję na mojej wystawie, zrobiłem w 1962 roku.

Nie myślałem jeszcze wówczas, że zostanę fotografem.

Tamten Paryż był inny od tego dzisiejszego. Był jeszcze „biedny”. Nie było tych wszystkich olśniewających magazynów, domów mody, luksusowych restauracji i samochodów. W Halach chodziło się na zupę cebulową do „Au pied de cochon” i czuło się wyraźnie, że jest to rzeczywiście „le ventre de Paris”, jak to określił któryś z pisarzy.

Nie fotografowałem budynków, bo mogłem je oglądać na niezliczonej ilości pocztówek.

Fotografowałem paryską ulicę i ludzi, nie zdając sobie jeszcze wówczas sprawy, że utrwalam najbardziej ulotną część tego miasta.

Fotografowałem „Marche aux puces” który fascynował mnie swą niesłychaną różnorodnością i swego rodzaju „bogactwem” niezliczonych przedmiotów. Niech zdjęcia te będą nostalgiczną podróżą do tego Paryża, który odszedł na zawsze. Zostały zdjęcia.


Tomasz Cichocki i materiały prasowe
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama