Noc z Królową Beskidów (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Babia Góra najwyższy szczyt Beskidów, zwana królową niepogód jest bohaterką orawskich i zawojskich opowiadań i legend. Znana jest jeszcze z innego powodu. To tutaj szczególnie latem zmierzają turyści z całej Polski na niezapomniane wschody słońca.

Zdecydowanie większe wrażenia dostarcza zimowy wschód, kiedy to słońce wyłania się zza Tatr. Jednak latem Diablak jest bardziej dostępny i bezpieczny (o zimowej akcji ratowniczej słyszała cała Polska). Największe natężenie turystów a także miejscowych występuje w miesiącach wakacyjnych.

Na Diablak (1725 m n.p.m.) można dotrzeć szlakiem żółtym ze słowackiej Slanej Wody, szlakiem zółtym przez tzw. Perć Akademików szlakiem zielonym z Lipnicy Wielkiej, szlakiem czerwonym ze schroniska na Markowych Szczawinach, oraz najpopularniejszym szlakiem czerwonym z Przełęczy Krowiarki. Idąc tym ostatnim po godzinie marszu w ciemności (oczywiście latarki lub lampki czołówki to podstawa) wychodzimy z lasu na pierwszy punkt widokowy. To Sokolica (1367 m n.p.m.), z której roztacza się widok na setki małych światełek w dole. To światła domów i oświetlenia ulicznego w Zawoi. W tym miejscu zawsze przychodzi mi na myśl jeden z zachodów słońca, kiedy to podczas zejścia w oddali słychać było donośne wycie watahy wilków. W Babiogórskim Parku Narodowym na stałe przebywają dwie watahy.

Idąc od Sokolicy dalej w kierunku szczytu niezbędne staje się ciepłe ubranie. Wchodzimy bowiem na otwartą przestrzeń gdzie drzewa już nie osłaniają nas od wiatru. A ten wieje przez 90% dni w roku. Po krótkim czasie otwiera się widok na Orawską stronę gdzie widoczna jest najpierw Zubrzyca Górna a z czasem także cała Kotlina Orawsko-Nowotarska. Po około półtoragodzinnym marszu jesteśmy na szczycie. Stąd przy księżycowej nocy i czystym niebie widać całą panoramę Tatr. Pod kamiennym murem osłaniającym od wiatru porozciągane są śpiwory i karimaty. Wszyscy wyczekują na wschód. Część oczekuje niezapomnianych wrażeń, a część liczy na promienie słońca, które dadzą choć trochę ciepła. W miarę upływu czasu, kiedy niebo robi się coraz jaśniejsze, jest też coraz gwarniej. I wreszcie ktoś krzyczy- jest! Gdzieś między chmurami wyłania się fragment słonecznej tarczy. I jak zwykle jedni żywiołowo fotografują siebie i czerwony punkcik, inni patrzą ospale, a jeszcze inni zdają się być obojętni na to widowisko, nie wychylając nosa z ciepłego śpiwora. To właśnie kolejny wschód słońca, jakich jest tutaj 365 w roku- każdy inny i niepowtarzalny.

Tekst i zdj. Łukasz Sowiński.
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama