Premiera filmu o rodzie Trebuniów-Tutków (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

- Czekając na Stasię Trebunię na cmentarzu w Poroninie, postanowiliśmy sami znaleźć grób Stanisława Budza-Lepsioka „Mroza”. Zajęło to dłuższą chwilę, ale dokładnie w momencie, kiedy stanęliśmy nad grobem, nadleciał paź królowej i zaczął na tym grobie tańczyć. Wtedy już było wiadomo, że ktoś w górze czuwa nad tą robotą i wszystko musi się skończyć szczęśliwie - wspomina Anna Szopińska, autorka scenariusza pełnometrażowego filmu o rodzinie Trebuniów-Tutków. W piątkowy wieczór niezwykły dokument miał swoją niezwykłą premierę w nowotarskim MCK

„Óni to Platonie majom… Saga rodu Trebuniów-Tutków” to największa produkcja filmowa w historii Nowotarskiej Telewizji Kablowej. Trwa 82 minuty. Scenariusz i realizacja to dzieło Anny Szopińskiej, za montaż i udźwiękowienie odpowiada Piotr Starmach, za zdjęcia - Robert Makowski, a zdjęcia lotnicze wykonał Paweł Kos. 

Film powstał dzięki dotacji zdobytej w konkursie na scenariusz w ramach programu Filmoteka Małopolska, finansowanego przez Województwo Małopolskie, koproducentem i operatorem programu jest Małopolskie Centrum Kultury „Sokół” w Nowym Sączu, a dystrybutorem obrazu - Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie. 

Dokument to pełna muzyki i sztuki opowieść, obejmująca pięć pokoleń rodu. Centralną postacią jest Władysław Trebunia-Tutka, założyciel rodzinnego zespołu - kapela rodzinna Trebuniów-Tutków, w poszerzonym o Stanisławę Trebunię-Staszel z mężem Pawłem i Jana Karpiela-Bułeckę składzie - towarzyszyła zresztą piątkowej premierze filmu. 

- Obraz urodził się z podziwu dla tego fenomenu w kulturze regionalnej, polskiej - teraz i światowej - jakim są Trebunie-Tutki. Filmowa opowieść obejmuje pięć pokoleń tego słynnego góralskiego rodu - począwszy od charakterystycznej, szeroko znanej pod Tatrami postaci Stanisława Budza-Lepsioka „Mroza”, tak chętnie portretowanego w międzywojniu ze swoją legendarną kozą, aż po jego praprawnuków - opowiada o filmie jego scenarzystka, Anna Szopińska. - Centralną postacią jest jednak zmarły przed 10 laty Władysław Trebunia-Tutka, Tischnerowski Platon - artysta o talencie i dokonaniach ponadregionalnej miary. On też dał początek rodzinnemu zespołowi Trebunie-Tutki. O ile Krzysztof bardzo skrupulatnie spisał i opracował nuty swoich przodków, a zwłaszcza ojca, tak dokonania artystyczne Władysława Trebuni takiej dokumentacji nie miały. I tutaj mogliśmy się jego dzieciom przysłużyć, ponieważ gabarytowych dzieł - jak witraże i malowidła ścienne we wnętrzach kościołów, na wysokości kilku metrów - nie dało się sfotografować z ziemi. 
Oczywiście wcześniej wiedziałam, że Władysław Trebunia był bardzo płodnym i utalentowanym artystą, ale nie miałam wyobrażenia o ilości jego dzieł i różnorodności uprawianych technik - od pospiesznych szkiców i portretów, przez malarstwo olejne, malarstwo na szkle, po monumentalne witraże i projekty pomników. W dziedzinie sztuk plastycznych wyrasta on na jakiegoś giganta podtatrzańskiej i podhalańskiej ziemi. Na filmowy pomnik zasłużył sobie po wielekroć. 
Ekipa nowotarskiej „kablówki” pracowała nad swoim dziełem zaledwie trzy miesiące - realizacja filmu w ramach projektu to bardzo rygorystyczne wymogi czasowe - ale udało się, choć stworzenie takiego obrazu w takim czasie graniczyło z cudem. 

- Znany państwu zapewne reżyser, Tomasz Magierski rodem z Nowego Targu, jeden filmowy dokument - z wielką skrupulatnością - realizuje przez kilka lat - mówiła Anna Szopińska przed piątkową premierą. - Standard obsady realizacyjnej przy tego typu produkcjach to 16 osób. I tak być powinno. My robiliśmy ten film w cztery osoby, w trzy miesiące, równocześnie z bieżącą pracą, bez urlopu, bez wytchnienia. Nie byłoby to możliwe bez wielkiej życzliwości i współpracy rodziny Trebuniów-Tutków, za co im najserdeczniej dziękujemy. 

- Pełnometrażowa produkcja w tak krótkim czasie może mieć swoje niedoskonałości. Jednak jest to film prawdziwy, z muzyką w 95 procentach nagrywaną na żywo. Byliśmy goszczeni w domach, żeby nagrać dzieła w prywatnych zbiorach, przyjmowali nas proboszczowie podhalańskich parafii. Na latanie dronem w kościelnych wnętrzach musieliśmy uzyskiwać zgodę Kurii Metropolitalnej - wspominała autorka scenariusza. - Były momenty trudne, kiedy wydawało się, że nie zdążymy z filmowaniem, że nie zgramy możliwości czasowych Trebuniów-Tutków z prognozami lepszej pogody. 
Były obawy o stan zdrowia najstarszych osób występujących w filmie. Ale były też wzruszające spotkania i symboliczne momenty. Czekając na Stasię Trebunię na cmentarzu w Poroninie, postanowiliśmy sami znaleźć grób Stanisława Budza-Lepsioka „Mroza”. Zajęło to dłuższą chwilę, ale dokładnie w momencie, kiedy stanęliśmy nad grobem, nadleciał paź królowej i zaczął na tym grobie tańczyć. Wtedy już było wiadomo, że ktoś w górze czuwa nad tą robotą i wszystko musi się skończyć szczęśliwie. Tego motyla przez kilka sekund zobaczycie państwo w filmie. A szczęśliwy finał to dzisiejsza premiera. 

Podhale czeka na kolejne - gdzie i kiedy? - pewnie niebawem się dowiemy, przedstawiciele Poronina już o to po wczorajszewj premierze pytali. 

Sala nowotarskiego MCK była w piątkowy wieczór pełna gości z całego Podhala. Przyjechali do Miasta ludzie kultury, regionaliści, samorządowcy, przedstawiciele góralskich rodów i - oczywiście - występujący w filmie „aktorzy”, wśród nich legenda góralskich zespołów, 94-letni Pózef Pitoń. 

Po seansie przyszła pora na podziękowania dla twórców filmu, „aktorów” i tych wszystkich, którzy przyczynili się do powstania dokumentu, a po nich - na góralskie posiady - z muzyką, wspomnieniami, poezją i tańcem, przy pięknych nutach Kapeli Rodzinnej Trebuniów-Tutków. 

Piotr Dobosz
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama