Redyk Karpacki 2013 – W Beskidzie Niskim życie toczy się spokojniej. cz.1

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Wydaje się, że znamy dużo miejsc, gdzie życie toczy się spokojnie. Ale to tylko pozory. Większość mieszkańców Polski przejęła „amerykański” styl życia – praca od rana do wieczora, posiłki „w biegu”, bez przyjaciół, bez refleksji, bez atmosfery domu rodzinnego. Jesteśmy zaganiani, znerwicowani, otumanieni przez media.

Prezentujemy kolejną relację Adama Kitkowskiego, uczestnika trwającego Redyku Karpackiego.

"Odkryłem kilka dni temu „miejsce na Ziemi”, gdzie cisza jest uderzająca, a ludzie spokojniejsi. Tym miejscem są wioski położone w Beskidzie Niskim i Magurski Park Narodowy. Dwa słowa – Magura i Beskid są pochodzenia wołoskiego. A odwiedziłem ten zakątek naszego kraju dzięki Redykowi Karpackiemu, który dotarł na te tereny . Pasterze „biwakują” w okolicy Krempnej. Podążamy na miejsce wieczornego spotkania przy watrze. Jest to cicha okolica, gdzie była kiedyś wioska łemkowska Żydowskie. Warta pali się już od kilku godzin. Redyk odwiedzają turyści, pracownicy parku, mieszkańcy Krempnej i innych miejscowości. - Redyk to jest niespotykane wydarzenie – mówią chóralnie.

- W 1946 roku, tak jak dziesiątki innych małych łemkowskich osad w Beskidzie Niskim, przestała istnieć, gdyż mieszkańcy zostali wysiedleni z nakazu władz komunistycznych. Ja pochodzę z Biecza, ale z rodzicami mieszkałem w Bydgoszczy. Kilkanaście lat temu wróciłem „na swoje”. – mówi Robert Łętowski, prezes Stowarzyszenia „Beskid Zielony”. W miejscach wyludnionych wiosek łemkowskich stawiamy symboliczne drzwi, by przybywający do nas ludzie mieli świadomość historii tych miejsc. Niestety niewiele rodzin wróciło na ziemię swoich ojców – dopowiada Pan Robert.

Starosta tatrzański, Andrzej Gąsienica-Makowski rozmawia z dyrektorem Magurskiego Parku Narodowego, Andrzejem Czaderną. Rozmowa dwóch gospodarzy toczy się cały wieczór.

Podchodzę do ogniska, nad którym wszyscy pieką kiełbasę na patykach. Zapach unosi się w całej okolicy. Pasterze siedzą uśmiechnięci, dziś jest dzień przerwy w wędrowaniu. - Kto jest przy owcach?- pytam rumuńskiego ciobana. – Wasyl z psami siedzi i pilnuje – odpowiada Kristi. Tuż obok niego siedzi rodzinka Szalów, Marek, Dorota i córeczka Elżbietka. Przyjechali specjalnie na spotkanie z Redykiem, teraz przemierzają Beskidy , a w planie jest „Korona Polski”. Są też „starzy znajomi” – Janina i Zbigniew Kubitowie, ale tym razem bez wnuczka. Dalej Jola z Limanowej, która pracuje w parku i „opiekuje się” wolontariuszami. Ta sympatyczna grupa kilkunastu młodych ludzi pracuje w parku, a dziś przygotowują smakołyki pasterzom i gościom. Okazuje się, że są z różnych stron Polski.

- Podoba mi się taka praca, studiuję w Gdańsku, a zgłosiłam się z koleżanką, będziemy tu przez dwa tygodnie – mówi młoda dziewczyna i „robi” fotki wszystkim po kolei.

Zapada wieczór, goście odchodzą i przybywają nowi. Niedaleko naszej watry stoi szałas pasterski, niestety od trzech lat pusty. – Patrzcie jak szybko niszczeje bacówka, gdy nie ma w nim warty, bacy – życia, mówi baca Piotr. Rzeczywiście, jak dom jest pusty, to szybciej „ginie” i ducha w nim nie ma.
Czas na spanie, odjeżdżamy do Krempnej. Ognisko jeszcze nie zgasło, przyjacielska atmosfera unosi się nad ogniskiem. Słychać koniki polne i nic więcej. Urocza wieczorna cisza otacza owce, pasterzy i nas. Beskid Niski ginie w mroku".

c.d.n.
Adam Kitkowski
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama