Redyk Karpacki w Beskidzie Sądeckim – włodarz zielonej przestrzeni jest zadowolony z życia (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Kilka dni temu Redyk zawitał do niewielkiej wioski Wojkowa. Jest to jedna z tysięcy wiosek polskich, gdzie czas płynie rytmem pór roku i rytmem prac polowych. W takich miejscowościach ludzie mniej przejmują się wielkim światem, a bardziej dbają o „świat”, który widzą dookoła. Jak trudno w Polsce znaleźć miejsc, z którego tak dużo widać (piękny krajobraz) i jest się zadowolonym, gdyż nie „obłapia” nas ekspansywna nowoczesność.

Takim miejscem jest Roztoka w Beskidzie Sądeckim. Z jednej strony potok i wioska Wojkowa, z drugiej potok i wioska Powroźnik.

Przyjechaliśmy od strony Muszyny i krętą drogą dotarliśmy do serca wioski. Dalej trzeba iść pieszo na górę, którą okoliczni mieszkańcy nazywają Roztoka. Docieramy na miejsce mocno zasapani – jest gorąco i dość stromo pod górę. Rozglądam się dookoła – zielono, zielono … bardzo zielono i cicho, a w dali z jednej strony Słowacja, a z drugiej Jaworzyna Krynicka.

-Ale widoki – krzyknęliśmy chóralnie. Cicho i spokojnie. Nie ma gospodarza, nie ma gości , jesteśmy pierwsi. - Idziemy ku owcom – proponuje starosta Andrzej Gąsienica-Makowski. Jan, Wiesiek i ja „gęsiego” suniemy po zielonym dywanie. Na całej przestrzeni, którą ogarnia wzrok rozciąga się wykoszona polana. Ni stąd ni zowąd pojawia gazda tej zielonej przestrzeni – Włodzimierz Oleksy. Witamy się z nim serdecznie, jest to dobry kolega z dawnych lat Jana Gąsienicy-Walczaka. – Idziecie ku owcom, są tam w lesie – pokazuje ręką na niewielki zagajnik.

Dochodzimy do Redyku, są wszyscy pasterze, coraz bardziej opaleni i … jakby szczuplejsi. – Ile to oni mają kilometrów „w nogach”? - myślę na głos. - Bună ziua – przypominam sobie powitanie po rumuńsku, dzień dobry Wasylu, dzień dobry Piotrze. Nieopodal owce odpoczywają między drzewami. W takich gorących dniach cień jest zbawienny. Przez te tygodnie wędrówki, gdyby nie drzewa – czy to pojedyncze czy wielki las – byłoby trudno „obronić się” przed słońcem. Droga, słońce, potok, góra, las – całą boską naturę spotyka Redyk w Karpatach. Odkrywamy urok tych wielkich europejskich gór, choć czasem pogoda daje się we znaki.

Po południu w Wojkowej, a dokładnie w gospodarstwie Włodka Oleksego odbędzie się pasterskie spotkanie. - Spotkanie w owczarni, którą dobrze wysprzątaliśmy – oznajmia gospodarz, który kilka lat był samorządowcem, ale zrezygnował z takiego „gazdowania” i gazduje na tej polanie. –To jest ostatnia duża polana z czasów wołoskich. Dookoła są lasy. Gdybyśmy jej nie kosili, to w ciągu kilkunastu lat byłby tu las. Jak zwykle takim wydarzeniom towarzyszy Redyk. Jest tu bacówka „Centuria”. – Szkoda, że nie ma chętnych do bacowania na tych terenach, a warunki są, tylko cena serów i mięsa baraniego jest zbyt wysoka. A jak się obniży cenę, to baca czy hodowca nie ma zarobku – konstatuje Włodek. – Ja osiedliłem się w Wojkowej, na Roztoce 19 lat temu, a gospodarstwo wybudowałem 8 lat temu. Jest mi tu dobrze, jak u Pana Boga za piecem.

Przed nami przyjechali Jan Kożdoń z żoną i dziećmi czeskiego Kozubowa i Józek Michałek z Istebnej w Beskidzie Śląskim. A teraz na polanę przybywają nowi goście. Zasiadamy do stołu razem z pasterzami. - Zapraszam na jagnięcinę – oznajmia gospodyni i podaje wszystkim talerze. Modlitwę dziękczynną „prowadzi” ks. proboszcz z Powroźnika – Janusz Kiełbasa, … pobłogosław Panie te dary … Zajadamy się doskonale przyrządzonymi żeberkami z jagnięciny. – Kto życzy sobie dokładkę – obwiesza biesiadnikom kucharz. – Ja, ja, i ja też – ogólna radości z takiej możliwości. Właśnie dojechał Kaziu Furczoń i Jarek Buczek z żoną. – Chodźcie ku nom, cosi zjeść, a potem pójdziemy ku owcom. Baca Piotr pamięta, by zanieść jadło Wasylowi, który jak zwykle woli zostać przy owcach.

Po posiłku czas na herbatę i dobrą rozmowę. Starosta tatrzański rozmawia ze starostą nowosądeckim Janem Golonką. Jest też prezes Agencji Rozwoju i Mechanizacji Rolnictwa - Jarosław Wójtowicz, który jednocześnie reprezentuje Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wieczorem będzie miał wystąpienie na spotkaniu pasterskim.

O 16.00 rozpoczęło się spotkanie na temat pasterstwa, Redyku Karpackiego w owczarni, a później przy watrze posiady na polanie pt. „Bacowskie smaki”. Na te część przyjechali miłośnicy tradycji pasterskiej i gór z różnych miejscowości Polski południowo-wschodniej.

Podchodzę do sędziwego górala, który stoi wsparty o laskę i patrzy na polanę. – Ja sie urodził w Nowem Bystrem, ale w Wojkowej od sześćdziesiątych lat bacowaliśmy z bratem, najpierw Stosek, a potem jo, razem bedzie 18 roków – mówi osiemdziesięcioletni góral, Jan Łacek. – Brat Stanisław siedzi w Wojkowej, a ja w Powroźniku. Były to cinskie casy, pomocy państwa nie było. Trza było se radzić jak fto potrafieł. Tereny do wypasu są tu pikne, ale sie nie opłoco. I zaś jest cinsko. Młodzi sie nie garnom do takiej roboty.

Patrzę na dawnego bacę, na jego hyrną postać i słucham opowieści o życiu. Tego nie ma w książkach, tych emocji – westchnień, nostalgii, uśmiechu duszy. Podchodzi do nas baca Piotr, wita się „przeszłość z przyszłością”, też słucha o tym jak było kiedyś. Dzisiaj wieczorem takich opowieści będzie więcej. Az żal odjeżdżać. To jest siła – wartość spotkania człowieka doświadczonego z człowiekiem, który szuka własnej drogi. Idziemy wszyscy po tej drodze, po zielonej polanie do …. lepszego świata. Hej!

Adam Kitkowski, zdj. Piotr Kyc
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama