Gorce – góralska tradycja zakorzeniona w szczerej modlitwie i rzetelnej pracy. Redyk Karpacki w Ochotnicy Górnej (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

"Dojeżdżamy z Frankiem Bachledą-Księdzulorzem do Ochotnicy Górnej od strony Nowego Targu. Widać w słońcu gorczańskie pasmo Karpat" - pisze Adam Kitkowski w kolejnej relacji z Redyku Karpackiego. Bacowie dotarli do Ochotnicy Górnej.

Przypominamy sobie „wyprawy” na Turbacz, najwyższy szczyt Gorców i spotkania w Łopusznej z ks. Józefem Tischnerem. Wymieniamy wioski z utworów Władysława Orkana, który tu się urodził i opiewał podhalańską ziemię, jej mieszkańców, ich wiarę i pracę.

Jest wczesne popołudnie, gdy docieramy na Polanę Studzionki. Z różnych stron schodzą się ludzie na mszę świętą w kaplicy, która stoi na skraju polany. – Zobacz jaki piękny widok na Tatry – podpowiada Franek. Odwracam głowę stronę „moich” gór, rzeczywiście skąpane w sierpniowym słońcu tatrzańskie szczyty czuwają nad skalną ziemią. Jak to czasem trzeba spojrzeć z oddalenia, by lepiej i więcej widzieć. Podchodzimy pod kaplicę, gdyż jej środek wypełniony jest po brzegi mieszkańcami góralskiej wioski, przybyszami z Podhala, Beskidów i turystami, którzy odpoczywają w tych stronach.
Mszę świętą odprawia ks. dr Jan Mikulski – proboszcz parafii w Ochotnicy Górnej. Padają słowa, które były wypowiadane przez księży kapelanów w czasach PRL, że żadne przepisy nie mogą być ważniejsze niż budowanie wspólnoty wiejskiej, parafialnej, narodowej. Nawet najlepsze uregulowania prawne nie mogą być zagrożeniem dla tradycji, kultury czy religii.
Kątem oka obserwuję młodych ludzi. O dziwo słuchają ze zrozumieniem, daj Boże taką młodzież w całej Polsce, na nich spoczywać będzie budowanie wspólnot w przyszłości i to niedalekiej. – Redyk Karpacki, który dziś przybywa w Gorce, na naszą polanę jest nie tylko przypomnieniem pasterskiej wędrówki, jest przede wszystkim przypomnieniem budowania wspólnoty na tradycji. Na koniec homilii padają słowa – Polsce jeszcze zachowała się tradycja przyjmowania zdrożonych pielgrzymów, tradycja gościnności w Domu Bożym i domu rodzinnym. Po nabożeństwie gości przywitał „wojewoda wołoski” – Zdzisław Błachut. Jak się później dowiedziałem nazwisko Błachut pisane cyrylicą oznacza Wołocha.
Rozsiadamy się na trawie nieopodal kaplicy, zaczyna się pasterska opowieść. Posiady prowadzi Józek Michałek. Franciszek Bachleda- Księdzulorz wykonuje zaśpiew Psalmu 19 na góralską nutę:
Prawo Pana doskonałe - krzepi ducha;
świadectwo Pana niezawodne - poucza prostaczka;
nakazy Pana słuszne - radują serce;
przykazanie Pana jaśnieje i oświeca oczy;
bojaźń Pańska szczera, trwająca na wieki;
sądy Pańskie prawdziwe, wszystkie razem są słuszne.
Cenniejsze niż złoto, niż złoto najczystsze,
a słodsze od miodu płynącego z plastra.
………
Góral z Zakopanego kończy psalm:
Niech znajdą uznanie słowa ust moich i myśli mego serca
u Ciebie, Panie, moja Skało i mój Zbawicielu!
Ujmuje słuchaczy szczerością wypowiedzi, zbliża się słowem do Dumaca z Gorców.

Po nim głos zabiera dyrektor Gorczańskiego Parku Narodowego, który mówi sposobie chronienia polan na terenie parku. Piotr Kłapyta z Grywałdu roztacza przed naszą wspólnotą historię zasiedlenia Karpat przez Wołochów, mówi o współczesnych góralach polskich. Co chwilę spogląda na swoje dwie miłości – żonę i córeczkę. Ciepły wieczór upaja zebranych swoją wonią. Józek Michałek śpiewa „balladę” beskidzką, a ja objaśniam co znaczy fraza – Redyk Karpacki Transhumance i przekazuję pozdrowienia od starosty tatrzańskiego. Z miejsca, w którym trwa pasterskie spotkanie, nie widać Redyku, ale on się zbliża, prowadzi go baca z Ochotnicy Górnej, młody ciekawy świata człowiek – Jarek Gacek. Spotkaliśmy się już wiele razy, ujął mnie znawstwem wielu spraw od pasterstwa począwszy, a na historii regionu skończywszy. Widać natomiast Pieniny, Spisz i najwyższe szczyty Tatr. Ten widok fascynuje i uspakaja. Wojewoda wołoski zaprasza na poczęstunek. Idziemy chętnie, bo niektórzy z nas przyjechali prosto z pracy i chętnie „wrzącą coś na ruszt”. Smakołyki przygotowały gaździny z Koła Gospodyń z Ochotnicy. Siedzą za stołami, częstują i śpiewają, aż niesie się po okolicy.

Rozmawiam dłuższą chwilę z Bronisławem Chrobakiem, który urodził się na tej polanie i ma „dopiero” 79 lat. – Rodzice pochodzili tez stąd, mama ze Studzionek, a tata z Ochotnicy – mówi czerstwy, uśmiechnięty góral. Rozbudowałem dom w 1961, miałem gazdówkę – konia, krowy, owce. Dwie krowy mam do dziś. Trzeba było się przez życie napracować. Prąd doprowadziła nam władza dopiero w 1974 – to kara za kultywowanie tradycji góralskiej i wiary w Boga. Ale nie żałuję, moje dzieci rozbiegły się po świecie – do Chicago, Łodzi, Falsztyna, a brat starszy ode mnie o 5 lat mieszka w Warszawie.
Jadę na ochotnika z Józkiem na spotkanie z Redykiem do wsi. Jesteśmy przed bacówką Jarka Gacka. Po kilku minutach wyłania się postać tego Hyżnego górala, a za nim kierdel owiec i pasterze karpaccy. Gaśnie dzień w Gorcach. Myślę co powiedziałby Dumac, gdyby nas zobaczył. Ci górale wypełniają „przykazania” zapisane na stronach jego książek. Czy to wystarczy by przetrwać we współczesnym, coraz bardziej areligijnym świecie ? – pytam Zdzisława Błachuta, któremu powierzono los tej góralskiej wioski. – Co Bóg da, to będzie. My tu staramy się żyć pracą i modlitwą, a chciano nas „zapędzić” tylko do pracy. Kiedyś Adamie opowiem ci jak było.

Żegnamy się z mieszkańcami i turystami. – Pójdziemy jeszcze jakieś dwa kilometry i tam zanocujemy – mówi spokojnym głosem Jarek. Dobrze, tak zrobimy – potwierdza baca Piotr. Idziemy jak kiedyś wołoscy pasterze przed siebie … w imię Boże, na spotkanie jutrzejszego dnia.

Adam Kitkowski
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama