Pierwsze skrzypce

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Okazale wypadły dwa ostatnie sprawdziany drużyny narodowej unihokeistek przed mistrzostwami świata. Polki rozgromiły Węgierki, a pierwsze skrzypce w drużynie narodowej grały zawodniczki z Nowego Targu. W dwumeczu góralki zdobyły 18 z 28 zdobytych przez biało –czerwone bramek. Ich dziełem było osiem (I mecz) i dziesięć (II mecz) goli.

Świetnie sobie radziła debiutująca w koszulce z orłem na piersi Anna Kubowicz. To ona rozpoczęła festiwal strzelecki w pierwszej potyczce, a w drugiej na dobre się rozstrzelała. Cztery razy pokonała bramkarkę rywalek.

- To pierwsze moje mecze z partnerkami z formacji. Zgrywamy się, ale jak na pierwszy raz fajnie nam się grało – twierdzi Anna Kubowicz. – Węgierki były słabsze technicznie, ale waleczne. Zadziwiłyśmy skutecznością. Czy liczę na udział w mistrzostwach świata? To nie tylko ode mnie zależy. Muszę w meczach ligowych potwierdzić swoją przydatność do drużyny narodowej. Swoją postawą muszę przekonać sztab szkoleniowy, że warto mnie zabrać do Czech.
Cztery trafienia w pierwszym meczu zanotowała Katarzyna Fuła. Ona miała łatwiejsze zadanie, bo tworzyła formację z klubowymi koleżankami. Zgrane są, a niektórzy twierdzą, że grają na pamięć.

- Na pewno coś w tym jest – przytakuje Kasia, która do unihokeja powróciła po kontuzji łąkotki. – Trochę się obawiałam o formę nie tylko sportową. Jestem szczęśliwa, bo w czerwcu usunięto mi łąkotkę i nie wpłynęło to dobrze również na moją psychikę. Na szczęście koleżanki mi pomogły. Co prawda miałam jeszcze wiele sytuacji, z których mogły paść bramki, ale… Nie można być pazernym. Jestem ciut zdziwiona postawą Węgierek, że tak łatwo dały się ograć. Podczas kwalifikacji do mistrzostw świata zawiesiły nam bardzo wysoko poprzeczkę. Walka trwała do ostatniej syreny. W tym dwumeczu wyszło nasze lepsze przygotowanie. Czy czuję się pewna powołania na mistrzostwa świata? Nie. Muszę pracować i czekać na powołanie.

Kasia Fuła, Agnieszka Timek i Justyna Florczak, to klubowa formacja Podhala. Gra tego trio każdemu mogła przypaść do gustu. Gdy one przebywały na parkiecie, gra głównie toczyła się w strefie przeciwniczek. Piłeczka szybko wędrowała od kija do kija i też najczęściej wpadała do siatki. Jedenaście razy ażurowy przedmiot trzepotał w siatce. Justyna Florczak sześć razy zmusiła węgierską bramkarkę do wyjmowania piłeczki z siatki. Ale nie tylko ilość zdobytych goli zaważyła na tym, iż wybrano ją MVP meczu. Całokształt twórczości- tak można rzec. Niezwykle skromna środkowa, która wykonuje ogromną pracę. Odpowiedzialna jest za rozprowadzanie piłeczki, za to co się wydarzy na parkiecie podczas pobytu jej formacji.

- Podeszłyśmy do meczów maksymalnie skoncentrowane, mając w pamięci trudną przeprawę w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Wtedy ograłyśmy Węgierki tylko 3:0. Teraz pokazałyśmy swoją moc. Dałyśmy z siebie wszystko. Wynik chyba odzwierciedla naszą postawę na boisku. Cieszę się z swoich indywidualnych osiągnięć, ale liczy się drużyna. Niewątpliwie gra w formacji klubowej pomaga. Łatwiej nam się gra, przewidujemy swoje pozycje na boisku. Krótko mówiąc rozumiemy się bez słów – powiedziała Justyna Florczak.

Zazwyczaj z roli snajperki w tym ataku wywiązuje się Agnieszka Timek, tym razem pracowała dla koleżanek. Ten co trafia zawsze jest na świeczniku, ale trzeba też dodać mrówczą pracę na skrzydle Agnieszki, jej rajdy, dogrywanie piłeczki, blokowanie rywalek. Pierwszą formację dowodziła ich koleżanka klubowa Magdalena Krzystyniak. Najbardziej doświadczona zawodniczka, uczestniczka trzech czempionatów globu, 4-krotna mistrzyni kraju. Jej doświadczenie, ogranie było widać na parkiecie. W obronie świetnie zagrały pracowite jak pszczółki - Marzena Bryniarska i Aneta Grynia. Rozbijały ataki rywalek, szybkimi podaniami uruchamiały skrzydłowe. To między innymi ich zasługa, że Węgierski zdobyły w dwumeczu tylko jedną bramkę.

Tekst i zdj. Stefan Leśniowski

źródło: SportowePodhale.pl

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama