Świat zza firanki, czyli - boję się Nowej Huty!

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Maria Karwacka mieszka w bloku na osiedlu Szkolnym ponad dwadzieścia lat. Zgodziła się na rozmowę bo wie, że nie pokaże jej twarzy kamera, ani nie nagra głosu radiowy reporter. Chce opowiedzieć o swoim synu Maćku, który ponad rok nie wychodził z domu. Koledzy grozili, że połamią mu nogi i ręce.

Pewnej nocy, po roku siedzenia w czterech ścianach obudził matkę. Szybko ubrał się, pożegnał i wyszedł z domu. Na zewnątrz czekał na niego samochód. Maciek nigdy już nie wrócił na Szkolne. Matka odetchnęła, bo wie, że teraz Maćkowi nic nie zrobią. Według niej Nowa Huta mimo, że staje się jedną z modniejszych dzielnic do bezpiecznych nadal nie należy. Bijatyki kobieta obserwuje na co dzień. Gdy zapada zmrok Maria nie wychodzi z domu. Wielokrotnie widziała jak złodziej wyrywał torebkę, słyszała gdy ktoś wołał ratunku. Pamięta jak bandyta przewrócił starszą osobę i pobiegł dalej. Gdy jej dzieci były małe odprowadzała je każdego dnia do szkoły. Tak było nawet gdy chodziły już do trzeciej klasy. Teraz muszą sobie radzić same.

Co zrobił Pani syn, że musi się ukrywać?

- Nie wiem. Domyślam się, że ma jakiś niezapłacony dług. Wpadł w złe towarzystwo. Zaczął wychodzić z domu. Na początku mówił, że wróci za godzinę. Tak się zaczęło. Wracał coraz później. Mówił, że idzie do dziewczyny. To nie była prawda. Bałam się, że straci życie.

Nie rozmawiała Pani z synem?

- Maciek nie chciał mówić, ja też nie naciskałam bo nie chcę za dużo wiedzieć. Tak jest lepiej i bezpieczniej dla mnie. Przypuszczam, że to był gang narkotykowy. Syn przyznał się, że potrzebuje pieniędzy. Wiele razy koledzy, z którymi miał jakieś spawy próbowali go złapać. Kiedyś wskoczył do autobusu jak go gonili, innym razem uciekł do mojego brata. Szczęście, że żyje w innym mieście i nie jest połamany.

Dlaczego Pani tego nie zgłaszała na policję?

- A co by to dało? Dzwonili do domofonu, pytali gdzie jest Maciek. Mówili: "my go i tak znajdziemy". Chyba był winny jakieś pieniądze. Za to go chyba ścigali. Gdy żądali zwrotu długu zaczął się bać. A ja bałam się każdego dnia - czy wróci ze szkoły. Nie chciał abym po niego przychodziła. Zawsze mówiłam: idź z kolegami, nie sam. Gdy ktoś zapukał do drzwi mówił : "Nie otwieraj" To trwało do dwóch lat. Tylko się modliłam i prosiłam Boga żeby było lepiej.

Jak Pani to znosiła?

- To było straszne. Gdy syn mieszkał w domu, całymi miesiącami nigdzie nie wychodził. Oni czekali na ławce na niego. Przestał więc chodzić do szkoły. Jak to Maciek przeżył, nie wiem. Nie chce tutaj wracać. Boi się przyjeżdżać na to osiedle.

Jak syn opuścił dom, skoro bał się wychodzić ?

- Dom opuścił tak szybko, że prawie nie wiedziałam kiedy. Nagle w nocy ubrał się i wyszedł. W biegu się pożegnaliśmy. Ktoś mu zorganizował ucieczkę. Rok go nie widziałam. Potem jeszcze dzwonili do domu.

Jak się czuje matka, której syn nigdy nie wróci do domu?

- Teraz jestem spokojna, że nic mu nie grozi. Nie miałam wyjścia. Musiałam się pogodzić z tą sytuacją. Wiedząc co przeszedł poczułam się bardziej bezpieczna. Wiem, że teraz dobrze sobie radzi. Myślałam, że będzie gorzej. Teraz jestem spokojna.

Jak się Pani spotyka z synem?

- Czasem przyjeżdżam do syna. Gdy jest w Krakowie, nigdy nie zagląda na Szkolne. Spotykamy się w umówionym miejscu u znajomych.

Rozmawiała Anna Mączka

Na prośbę bohaterki imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione.
Jeśli znacie podobne historie, wiecie jak można przestać się bać w Nowej Hucie, jeśli znacie inne niebezpieczne miejsca piszcie do nas.

redakcja@malopolskaonline.pl
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama