Nie będziemy ojcować

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

- Bez przesady, nie jest to młoda drużyna, którą trzeba za rączkę prowadzić. Każdy powinien wiedzieć co ma robić i wiedzieć na czym jego robota polega – mówi Jarosław Różański, a Sebastian Łabuz dodaje: - To nie są dzieci i nie będziemy im ojcować.

Sebastian Łabuz i Jarosław Różański są najbardziej doświadczonymi zawodnikami w drużynie hokejowej MMKS Podhale. By nie rzec „weteranami”.

Młodym zespołem, ze względu na wiek, będziecie zapewne szefować?

Jarosław Różański: - Z tym młodym zespołem to przesada. Większość już nie pierwszy sezon gra w ekstraklasie, tylko dla kilku będzie to drugi sezon. Nie jest to młoda drużyna, którą trzeba za rączkę prowadzić. Każdy powinien wiedzieć co ma robić i wiedzieć na czym jego robota polega.

Sebastian Łabuz: - Czasami któryś z nas powie coś mocnego, do słuchu, ale żeby od razu szefować. Nie. Umówmy się, że nie są to już dzieci i nie będziemy im ojcować.

Ale w trudnych momentach będziecie mobilizować mniej doświadczonych kolegów?

SŁ: - Zawsze staramy się motywować, nie tylko siebie, ale i innych. Jeśli komuś nie będzie szło, bo różne są momenty, różne dni, to będziemy starali się ich wesprzeć. Pewnie taka nasza rola będzie w zespole.

JR: - Nie uciekniemy od tego obowiązku, by konsolidować drużynę. W ubiegłym sezonie kilka meczów było przegranych w frajerski sposób. To już historia, z której trzeba wyciągnąć wnioski. Myślę, że drużyna okrzepła i będzie jej się grało lepiej. Od samego początku trzeba być mocno skoncentrowanym, angażować się w stu procentach w to co się robi. Nie można będzie sobie pozwolić na jakiekolwiek przegrane. Od początku sezonu trzeba grać o zwycięstwo, bo w końcowym rozrachunku każdy punkt będzie na wagę awansu do play off, czy wyższego miejsca. Przegrany jeden mecz może zniweczyć wysiłek całego sezonu. Jestem pełen wiary w to, że drużyna będzie inaczej wyglądać, choć nie ukrywam, że dla kilku zawodników będzie to ważny sezon. Da im odpowiedź, czy zrobią karierę w tym sporcie, czy pozostaną na tym samym poziomie co w zeszłym roku.

Letnie treningi to była bułka z masłem?

JR: - Nigdy w lecie nie ma bułki z masłem. To były wyczerpujące treningi. Każdy trener stosuje własne metody i na nich bazuje. Wydaje mi się, że były solidne, a jak będzie zimą, to czas pokaże. Bardzo ważne jest, by terminowo wyjść na lód. Jak najszybciej. Możemy biegać i skakać w nieskończoność, nawet do połowy września, ale to mijałoby się z celem. Powtórzę. Solidne lato, a resztę zweryfikuje sezon.

SŁ: - Treningi były intensywniejsze niż w ubiegłym roku. Było ciężko, ale jeśli teraz nie wylalibyśmy hektolitrów potu, nie pracowali mocno, to nic na lodzie nie zdziałamy. To jest baza do wyjścia na lód, ale ten musi być zamrożony bez opóźnień. Możemy biegać w nieskończoność, ale to nic nam nie da. Ważne jest terminowe wyjście na lód.

W swojej karierze mieliście już dużo trenerów. Macie porównanie, jak się trenuje latem.

JR: - Jak już wspomniałem, każdy trener pracuje według swoich zasad. Pracowałem z Ewaldem Grabowskim, do którego każdy będzie wracał, bo to był twórca sukcesów Podhala. Jego praca oparta była na bardzo, ale to bardzo ciężkim treningu, zwłaszcza letnim. Później priorytety się zmieniły i szkoła rosyjska została zamieniona na słowacko –czeską. Widać jaki przyniosła rezultat. Z Markiem Ziętarą po raz pierwszy przyszło mi pracować i pewne elementy były dla mnie nowością, jak choćby zajęcia w Hi Fitness. Mieliśmy kiedyś takie ćwiczenia, ale sporadycznie. Odejście od monotonii, to jest dobre dla zawodników. Jeśli na lodzie będzie monotonia, to zapomnie się pewnych schematów gry. Głowa po prostu przestanie pracować. Każdy z nas jest już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że powinien wiedzieć na jakie dodatkowe elementy powinien kłaść nacisk. Wielu wydaje się, że starszy powinien mniej trenować, a jest wprost przeciwnie. Powinien więcej, bo młodzi naciskają.

SŁ: - Co trener, to in na szkoła, inne przygotowania. Patrząc z perspektywy lat, to każdy nowy trener wprowadzał coś nowego. Często mnie zaskakiwał. Z Markiem Ziętarą pracuję trzeci rok i co roku starał się urozmaicać zajęcia. W tym roku ścianka wspinaczkowa czy paintball sprawiły, że po ciężkim treningu był wspaniały relaks, świetna zabawa. Takie coś potrafi człowieka rozluźnić.

Co sprawiało wam największą trudność?

SŁ: - Każdy rodzaj treningu był ciężki. Biegi pod górkę, jazda na rowerze, interwały pod Długą Polaną czy też maraton rowerowy do Niedzicy. Również Szymon Wesołowski dawał nam w kości. Nieraz trzeba było zacisnąć zęby, by się nie poddać. Często po treningu byłem wyje… jak byk po corridzie.

JR: - Jeśli wszystko robiło się na sto procent, to każdy trening był ciężki. Oczywiście nie wszystko da się robić na maksa, bo różne są dni. Nieraz przychodzi kryzys i organizm potrzebuje troszkę odpoczynku. Pierwsza faza przygotowań polegała na robieniu wytrzymałości, w drugim zmienił się rodzaj treningów. Na pewno ciężka była górka na lotnisku.

Pracujecie, pracujecie, a wasza praca może pójść na marne. Zanosi się na powtórkę w ubiegłego sezonu, czyli bojkot ligi.

SŁ: - Niestety nie zależy to od nas. Nam pozostaje robić swoje i czekać na rozwój sytuacji.

JR: - Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie, ale kolejnego bojkotu w polskim hokeju już nie przeżyję. To może być gwóźdź do trumny naszego hokeja. Nie za bardzo wiem o co w tym wszystkim chodzi. Trudno mi się wypowiadać z perspektywy zawodnika nie biorącego udziału w rozmowach. Nie mam też informacji jak sprawy rozgrywają prezesi. Kiedyś padły słowa, że wybory będą, a teraz okazuje się, że ich nie będzie.

Rozmawiał Stefan Leśniowski

źródło: SportowePodhale

Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama