Biało–czerwoni wygrali z Rosją 3:2
Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00
- Wiele słyszałem o polskich kibicach siatkówki, ale trzeba dopiero być w tym kotle czarownic, by poczuć tą niesamowitą atmosferę, ten klimat. Tego nie da się opisać słowami. Widownia jest siódmym graczem biało –czerwonych – zachwycał się kibic.
Mówiąc o siódmym graczu miał zapewne na myśli drugi i kolejne sety meczu Rosja – Polska, w XII Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, w Kraków Arenie. Polacy w drugim secie (pierwszy przegrali do 22) przegrywali różnicą pięciu punktów, kiedy wodzirej powiedział „ niech wstanie z miejsc ten, kto wierzy w naszą reprezentację”. Podniosło się 15 tysięcy widzów. – My musimy wygrać tego seta, z naszymi siatkarzami. Wszyscy wstają, biją barwo i jak najgłośniej śpiewają „Polska! Biało - czerwoni! – dopowiadał wodzirej, który kibicom nawet na 30 sekund nie pozwalał odpocząć, tylko zmuszał do urozmaiconego dopingu. Niesieni nim biało –czerwoni odwrócili losy seta i wygrali go. A potem czwartego i decydującego piątego seta.Polscy kibice kochają siatkówkę. Wszak są to, co podkreśla gromko podczas każdego meczu naszej kadry, halowy wodzirej Marek Magiera – najlepsi kibice na świecie. Co ciekawe owi najlepsi kibice na świecie nie znają podziału na kasty, oligarchie czy podgrupy. Są powszechnie i bezwarunkowo zakochani w siatkówce bez względu na status majątkowy i pozycję społeczną. Trzeba być w tym kotle „czarownic”, by zrozumieć i dostrzec radość i to co wyprawiały VIP-y. Co chwila zrywały się z siedzenia, uczestnicząc w kolejnych meksykańskich falach, a na wezwanie do braterskiego, kibicowskiego złapania się za bary z sąsiadami z trybun uczestniczyli bez jakiegokolwiek wahania. Na stojąco odśpiewali z pamięci kolejne wersy serwowanych przez Magierę siatkarskich piosenek, bez względu na to, czy była to klasyczna „Pieśń o Małym Rycerzu”, czy przeboje Prefectu. Miło było patrzeć jak dostojni z racji państwowych urzędów, bawili się z tysiącami podobnych im siatkarskich fanów.
Na każdym musiało zrobić ważenie odśpiewanie, przez 15 tysięcy gardeł, Mazurka Dąbrowskiego. Byli tacy, którym głos się łamał. To był fantastyczny koncert. To była fantastyczna widownia. Bawili się starzy i ci najmłodsi, nawet 2- latki. Bo kibice na siatkówkę walą całymi rodzinami. Każdy może zbliżyć się do boiska, do siatkarzy, strzelić sobie z nim fotkę, nagrać filmik i nikt nikogo nie wyrzuca. Niema barczystych ludzików z w kanarkowych kamizelkach, którzy potrafią tylko powtarzać „tutaj nie wolno”, „tutaj wejść nie można”. Którzy operują tylko zakazami. Tutaj nie ma żadnych zakazów. Tutaj promuje się dyscyplinę. Inne dyscypliny powinny brać przykład z siatkarskiej rodziny. Siatkarze podchodzą do płotka, rozdają autografy, gaworzą z kibicami, którzy mają pełną dowolność poruszania się wokół boiska, bycia jak najbliżej zawodników, podczas rozgrzewki, w przerwach technicznych i po meczu. Zaś z maskotką (orzeł) może sobie strzelić fotkę, przybić piątkę, a najmłodsi mogli się przytulić. Jakiś inny świat niż w hokeju czy piłce nożnej. Jakaś inna nacja kibiców, których nie trzeba pilnować, bo burd nie wszczynają. Wszyscy przyszli się bawić i bawią się wyśmienicie.
Gdy Margaret zaśpiewała utwór mistrzostw świata, tłumy ludzi zgromadziły się wokół niej, z każdym przybiła piątkę. Ochraniarzy nie było. Nie była nimi otoczona. Młodzi na łeb na szyję, z najwyższych kondygnacji hali, biegli na płytę boiska, by być jak najbliżej piosenkarki. Ona wplotła się w tłum i bawiła się z nim. Po takich spektaklach pojawia się zawsze jedno pytanie: dlaczego normalnie może być tylko w siatkówce?
Po meczu Ligi Światowej Polska – Brazylia, to było moje kolejne rendez-vous z siatkówką, w galaktycznej, największej hali sportowej w Polsce - Kraków Arenie. Rywal biało–czerwonych z najwyższej półki, mistrz olimpijski – Rosja. W kuluarach hali znajome twarze, mistrzowie świata i igrzysk olimpijskich - Bosek, Gościniak, Skorek, Rybaczewski … Także trener Gorców – Piotr Pagacz i wiele osobistości siatkarskiego świata. Było to preludium do mistrzostw świata, które za dwa tygodnie rozpoczną się w naszym kraju. Generalny sprawdzian dla drużyny Stephane’a Antigi przed najważniejszą imprezą ostatnich lat. Dla selekcjonera memoriał był okazją do przyjrzenia się poszczególnym siatkarzom w warunkach meczowych. Do turnieju została zgłoszona 15-osobowa kadra, ale na mundial miał po turnieju wykreślić jedno nazwisko. Zrobił to po pierwszym meczu z Bułgarią. Francuz zaskoczył informacją– na najważniejszą imprezę sezonu 2014 nie pojedzie Bartosz Kurek.
- Uznałem, że na mistrzostwa biorę czterech przyjmujących i stworzyłem czternastkę na mundial. Postawiłem na Winiarskiego, Mikę, Kubiaka i Buszka, a nie wziąłem Bartka Kurka. Od początku przygotowań Bartek nie był wystarczająco skuteczny i to jest powód mojej decyzji – tłumaczył się trener.
Biało–czerwoni po porażce z Bułgarią 2;3 i wygranej z Chinami 3:0, musieli wygrać 3:0 lub 3:1 z Rosją. Wygrali 3:2 po heroicznym boju z pomocą fantastycznej widowni. To jednak wystarczyło tylko na zajęcie drugiego miejsca.
Huberta Wagnera niżej podpisany poznał w 1974 roku, tuż przed mistrzostwami świata w Meksyku, z których wrócił ze złotym medalem. Treningi przed czempionatem przeprowadzał w hali Gorców w Nowym Targu. Miałem okazję przeglądnąć się jego pracy i późniejszym sławom polskiej siatkówki. Do historii przeszła jego deklaracja przed igrzyskami w Montrealu. Powiedział wtedy: „interesuje mnie tylko złoto”, „jedziemy po złoto”. I dotrzymał słowa. Jego zespół był niesamowity, bo Wagner ich trenował nie na pięć, a na sześć setów. Jerzy Mróz, po śmierci swojego przyjaciela powiedział: „Jurku, zrobię ci memoriał”. I słowa dotrzymał. W 2003 roku zorganizował pierwszy memoriał. Zapewne nikt nie spodziewał się, że turniej ten na stałe wpisze się w siatkarski kalendarz. Z roku na rok prestiż memoriału rósł, a do Polski przybywały najlepsze reprezentacje świata, dla których był to zawsze sprawdzian przed docelową imprezą sezonu - MŚ, ME czy igrzyskami olimpijskimi.
Stefan Leśniowski, zdj. Michał Bachulski
źródło: SportowePodhale
Więcej na temat
komentarze
reklama