Ekstremalna próba Oskara (zdjęcia i filmy)
Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00
- Nigdy nie startowałem w tak trudnych zawodach. Miałem kryzysy i myślałem o wycofaniu się z rajdu, ale jakość je przezwyciężyłem i dojechałem do mety. To był mój największy sukces, nawet nie zajęte miejsce – powiedział Oskar Kaczmarczyk, który wziął udział w ekstremalnym rajdzie enduro Regiment 13 w Rumunii.
Startował w najmocniejszej grupie PRO. Wśród 60 uczestników był najmłodszym jeźdźcem i w dodatku na najsłabszym motocyklu. – Jechałem na „125”, a konkurencja ścigała się na „300” dwusuwami. To było dla mnie spore utrudnienie – mówi.Nie tylko to, ale ekstremalnie trudna trasa. Można obejrzeć filmik z kamery umieszczonej na kasku Oskara i zdać sobie sprawę jak niebezpieczny i trudny był to wyścig. Krajobraz przypominał nasze lasy, góry, ale…
- Dwa razy trudniejszy. Podjazdy dłuższe i strome. Tydzień przed zawodami przeszła tam trąba powierzana i pozostawiła księżycowy krajobraz. Wymagania wzrosły. Powalone drzewa, mnóstwo gałęzi i kamieni, a do tego błoto na stromych podjazdach i zjazdach. Był taki podjazd, że motocykl nakrywał mnie, spadał na mnie. Niesamowicie stroma ściana. Często dostawałem błotem po oczach od przejeżdżających zawodników. Był moment, że nic nie widziałem i w ostatniej chwili zauważyłem powalone drzewo. Zahaczyłem tylko przednim kołem – opowiada.
Rajd składał się z trzech etapów, każdy trzeba było jak najszybciej przejechać. Liczyła się suma czasów. Prolog liczył 20 km. Oskar zajął 14 miejsce. Świetne jak na sprzęt, którym dysponował i debiut w tak wymagającej imprezie.
Nazajutrz czekało go jeszcze większe wyzwanie. Trasa liczyła 90 km. – Wymagania wzrosły. To już nie tylko podjazdy i zjazdy, to sterty kamieni, powalonych drzew, potok i odcinki szutrowe, szybkościowe. Na szutrowych odcinkach prędkość dochodziła do 100 km/h. Na zjazdach ręce mi puchły. Na mecie okazało się, że po dwóch dniach zajmuję 18 pozycję – informuje młody nowotarżanin.
Na odpoczynek nie było zbyt wiele czasu. Trzy i pół godziny jazdy zrobiło spustoszenie. Trzeba było szybko zregenerować siły i przystąpić do ostatniego etapu. Liczył 80 km, a Kaczmarczyk wystartował do niego jako 18.
- Miała być łatwiejsza trasa, ale nie powiedzieli dla jakiej kategorii – relacjonuje Oskar. – Okazała się trudniejsza i bardziej mecząca. W poprzednim dniu 90 km pokonałem w trzy i pół godziny, to ten etap ukończyłem po pięciu godzinach. To była masakra, nie tylko fizyczna, ale także psychiczna. W pewnym momencie motocykl mi się zagotował. Trzeba było dolewać wody do chłodnicy. Miałem kryzysy i myśli o wycofaniu się. Ale dałem radę w przeciwieństwie do 10 –krotnego mistrza Polski w motocrossie Kurowskiego, który w drugim dniu rajdu zjechał z trasy. Powiedział, że nie da rady, że rozwali motocykl. Pojechałem dużo lepiej, zająłem 13 miejsce. Ostatecznie rajd ukończyłem na 15 miejscu, jako trzeci z Polaków. To była dla mnie świetna lekcja. Zadowolony jestem z startu. Za tydzień kolejne wyzwanie w kopalni Bełchatów.
Stefan Leśniowski SportowePodhale, zdj. arch. zawodnika
Więcej na temat
komentarze
reklama