MMKS Podhale Nowy Targ – HC GKS Katowice 12:0 (zdjęcia)

Czwartek, 1 stycznia 1970 01:00

Kibice Podhala liczyli na poprawę bilansu bramkowego z „czerwoną latarnią tabeli”. Bo z kim jak z kim, ale odblokować strzelecko powinno się z takim zespołem. Hokeiści zrobi to, na co czekali fani. Chociaż…

Po pierwszej tercji kibice mieli nietęgie miny. Przecierali oczy ze zdziwienia, bo katowiczanie wcale nie chcieli być chłopcami do bicia. Grali bardzo ambitnie, ofiarnie i kilka razy solidnie przetestowali Raszkę. Górale zaś zdobyli bramkę, która została uznana dopiero po analizie wideo.

- Rozsądnie podeszliśmy do meczu, nie chcieliśmy otworzyć gry. Niemniej kontrolowaliście to co działo się na lodowisku. Bramki były tylko kwestią czasu – zanalizował ten fragment gry Piotr Kmiecik.

Już w drugiej tercji okazało się, że taka postawa przyjezdnych kosztowała ich zbyt dużo sił. Z minuty na minutę gaśli, popełniali błędy. Gospodarze wyraźnie przewyższali gości w każdym elemencie hokejowego rzemiosła. Rzucała się w oczy ich dojrzałość, umiejętność uwalniania się spod opieki przeciwnika, indywidualna szybkość, zwrotność i dokładność podań. Wynik i tak jest minimalną karą jaką ponieśli dość prymitywnie grający katowiczanie. Dowcipni kibice od razu porównali ten okres gry do boksera (Podhale) z umieszczoną na sprężynie gruszką (Katowice). „Gruszka” już po kilku minutach drugiego starcia znaleźli się na deskach i potem obserwowaliśmy spokojne punktowanie w wykonaniu gospodarzy, którzy z wprawą rutyniarzy unikali jak ognia niepotrzebnego zwarcia, zaś sami kłuli swoimi „żądłami”. Jak przystało na ambitną gruszkę, nie zważając na obrywane razy, próbowała się odkuć na bezlitosnym bokserze, ale bez efektów.

MMKS Podhale Nowy Targ – HC GKS Katowice 12:0 (1:0, 4:0, 7:0)

Stefan Leśniowski, zdj. Michał Adamowski
Więcej na temat
komentarze
reklama
reklama